Piąta kolejka ligowa- sezon 2022/23 - relacja

Piąta kolejka ligowa- sezon 2022/23 - relacja

Sobota zleciała na rozkręcających się emocjach…generalnie było ciekawie.

Zacznijmy od pojedynku Sokolnik z Dream Teamem. To co było największym zaskoczeniem, to fakt, że był to jeden z lepszych meczów Wrześni w ostatnim czasie. Owszem, punktowali już w tym sezonie…ale w meczu z Sokolnikami byli bez zmienników i cały mecz podłączeni pod napierającego rywala…a mimo to w pierwszej połowie dali radę prowadzić nawet przez jakiś czas…czy nawet pierwszą połowę remisować. Szans specjalnie nie mieli bo Sokolniki z minuty na minutę podkręcały tempo i wiadomo było, że w którymś momencie Dream Team nie wytrzyma. Same Sokolniki nie mogły się wstrzelić, irytowały niedokładnością i przestawionymi celownikami…zupełnie tak jak by klasa rywala nie wywoływała w nich większych ambicji.

Sokoły zaprezentowały się super…w ostatnich dwóch kolejkach ale w twej spodziewaliśmy się po nich więcej. Niestety ale sprawiali wrażenie jak by zawiedli samych siebie. Na pocieszenie pozostaje im tylko fakt, że dwie bramki jakie zdobył zespół FC były naprawdę ładne, napradę tez kilka sytuacji wyszło takich klarownych…jednak nic nie wchodziło do bramki. Sokoły dziś były kwintesencja chaosu. Zupełnie inaczej niż Nieuchwytni, którzy zaprezentowali dziś zupełnie inne oblicze….jakie? Drapieżne. Było cos w grze Nieuchwytnych co nie przypominało grzecznego zespołu na jaki w naszych oczach zaczęli wyrastać. Trochę lepsza organizacja gry niż rywali pozwoliła im z nieludzką precyzją wykorzystywać sytuacje strzeleckie – sunęli na bramkę rywali z nieustającą presją. Ciekawi jesteśmy jak tak prezentujący się zespół Nieuchwytnych wypadłby na tle silniejszego rywala.

Mecz Tornada z AutoCentrum nie był aż tak jednostronnym widowiskiem na jakie wskazywałby wynik. Oddając nieco racji ekipie AutoCentrum trzeba napisać, że kilka sytuacji rozprowadzili koncertowo, walczyli w nieustępliwy sposób z silniejszym rywalem…i próbowali, próbowali, próbowali. Ale brakło armat z przodu, brakło spokoju i wsparcia dla bramkarza. Na szybkie i wymagające Tornado strzały z dystansu to za mało…naprawdę za mało. A Raptosi? Pękająca w szwach ławka rezerwowych każe zawsze pamiętać, że tempo tego zespołu jest utrzymane od początku do końca na najwyższych obrotach. Ciężko ogarnąć taktycznie taką zbieraninę więc każda czwórka zespołu grała nieco inaczej…ale mimo wszystko, co jedni strzelili inni nie marnowali i przewaga mogła cały czas rosnąć. Miało też przewagę Tornado w kwestii umiejętności technicznych poszczególnych zawodników…i brutalnie to wykorzystywało. A poza tym solidnie w tyłach, agresywnie na całym boisku…i pewne trzy punkty.

Mecz Warty z TW mógł i zachwycić i rozczarować- zależy kto czego oczekiwał – jeśli ktoś liczył na wyrównaną walkę przez cały mecz, to się przeliczył…jeśli ktoś oczekiwał ładnych akcji, kontrowersji, emocji i przepięknych bramek – to dostał to w pakiecie. Kołaczkowo dwa razy na początku prowadziło, ale prowadzenie szybko traciło. Konsekwencje tego były takie, że Warta z bramki na bramkę czuła się lepiej i widać było jak z TW schodziło powietrze. A Warta? Fenomenalne szybkie akcje, silne strzały i nieprzeciętne (pozytywne) cwaniactwo, które powodowało, że TW gubiło się czasami jak dzieci we mgle. Miało Kołaczkowo trudności by wyjść z jakąś składną akcją…na jedną akcję TW przypadały trzy akcje bramkowe Warty. To przyniosło efekt w postaci prowadzenie Pyzdr pod koniec pierwszej połowy. Druga część gry TW w większości przespało. Brakło kogoś, kto pociągnąłby zespół swoją grą, kto zabrałby na siebie ciężar wszystkiego i ogarnął niemoc. Warta atakowała z pasją, Kołaczkowo dramatycznie się broniło. Pyzdry kreowały sytuacje…Kołaczkowo nieśmiało się odgryzało. Pyzdry pwiększały przewagę…TW waliło głową w mur. Sytuacja odwróciła się na 6 minut przed końcem spotkania. Nagle TW znalazło koncept, nagle zaczęło dominować…ale Warta już miała taką przewagę, już miała mecz pod kontrolą…iż mimo, że straciła dwie bramki to jednak pewnie i niezachwianie zwycięstwo do końca dowiozła.

Pojedynek Budziłowa z OG Kanzas był naprawdę widowiskowym starciem. Kanzas mimo, że przegrało to…zaprezentowało się ogromnie walecznie. Widać, że zespół nabiera doświadczenia w lidze i jest jedną z tych ekip, które mogą pozytywnie zaskoczyć. Cechuje się gra OG nieustannym parciem do przodu i momentami brakiem kalkulacji. Tam wszystko jest siłowo i bardzo dynamicznie. A Budziłowo lubi z takimi grać więc cierpliwie czekało swoich okazji ale też nie odpuszczało w walce bark w bark. To była wymiana, cios za cios… Kanzas prowadziło początkowo..Budziłowo goniło i dwoiło się i troiło by wyjść na prowadzenie. To ile sytuacji Budziłowo zmarnowało to starczyło by na dwie lub trzy inne drużyny – ale Kanzas miało dużo szczęścia bo kiedy Budziłowo nie wykorzystało 5 sytuacji pod rząd…Kanzas mieli pół sytuacji i bramkę zdobyli. Było w grze Kanzas więcej chaosu, było optymistyczne atakowanie całym składem. Ale Budziło też było dziś jakby nie swoje. To zwycięstwo było szalenie ważne i na przełamanie…ale nie przyszło wcale łatwo, nie przyszło z lekkością.

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości