I kolejka ligowa - sezon 2021/22
Pierwsze koty za płoty. Pierwsza kolejka poszła w świat. Nie obyło się bez tego wszystkiego czego się spodziewaliśmy i też tego czego się nie spodziewaliśmy. Mimo wszystko ta kolejka stała na wysokim poziomie. Była bardzo dynamiczna, momentami dopuszczalnie agresywna a jednak pełna finezji i polotu. Spotkania pomiędzy najlepszymi ekipami mogą być niezwykłymi wydarzeniami w tym sezonie.
Mecz Budziłowa z Sokolnikami była naprawdę niesamowity. Widać było, że starły się z sobą dwie potęgi. I dodamy prowokacyjnie, że każda pokazała swą największą słabość. Budziłowo narzuciło szalone tempo i w pewnym momencie drugiej połowy zaczęło „puchnąć” bo ławka była krótka...na szczęście mieli już wypracowaną przewagę i z mniejszym lub większym szczęściem ją kontrolowali. A Sokolniki – ten skład musi zaskoczyć, musi się jeszcze zrozumieć. Pewnie z tygodnia na tydzień będą lepsi. To, że indywidualnie są świetnymi zawodnikami nie czyni jeszcze z nich zespołu jakim okazało się Budziłowo, czyli zwartego twardego monolitu. Wynik wynikiem ale pamiętajmy, że i Budziłowo i Sokolniki z meczu na mecz mogą być chyba tylko lepsze.
Kompletnie zawiódł Oldboy. Zespół w wyniku nieporozumień oddał mecz walkowerem...zobaczymy co będzie dalej. Tornado zrobiło sobie wewnętrzną gierkę i ciężko właściwie na podstawie tej zabawy określić możliwości chłopaków jako zespołu.
TW starło się z Manhattanem. Dosłownie starło się. To jaki chaos panował na początku spotkania to trudno opisać. Team narzucił swój styl...a Kołaczkowo nie mogło tego ogarnąć. Pisaliśmy, że Manhattan tak już ma. Wyprowadzali kontrę za kontrą, zatrudniali co chwilę bramkarza TW...ale w pewnym momencie jak ich Kołaczkowo dopadło – to wynik był już tylko formalnością. Tak czy inaczej Team pokazał, że każdemu się do gardła rzuci.
Na koniec zobaczyliśmy pojedynek Zielińca z Dream Teamem. Ależ Zieliniec zmienił oblicze. To co zaprezentowały chłopaki w zielonych strojach było piekielnie drapieżne. Momentami LZS siadał na rywalach jak ławica piranii. Tonu grze nadawali najmłodsi zawodnicy...ale pewnie prezentowali się też ci starsi dostosowując się agresją do reszty. Ekipa z Wrześni nie próbowała się chować, czasami kości trzeszczały...ale jednak fizycznie szybko zaczęli ustępować. Dali się wciągnąć w wymianę ciosów i nie mogli spróbować robić swojego...cokolwiek by to dla nich znaczyło. (Dream Team ma świetnego golkipera – gdyby nie on, Zieliniec zaliczyłby dziś z 20 bramek). Zieliniec wywierał niesamowitą presję w każdym fragmencie boiska. W takiej formie mamy silnego faworyta do mistrzostwa – mamy na myśli LZS.
Komentarze