Piąta i szósta kolejka sezonu 23/24 - relacja.
Poniżej relacja z dwóch ostatnich kolejek ligowych w roku 2023.
Sobota
Tornado Raptors Kołaczkowo – Budziłowo 3-3 (1-1)
Mecz zaczął się od mocnego akcentu Budziłowa. Silny strzał w poprzeczkę i Tornado jakby dostało z liścia. Obie ekipy grały z wielkim szacunkiem dla siebie ale Budziłowo miało z tego więcej…bo dołożyło słupek. Ta bramka dla nich gdzieś wisiała w powietrzu. Długo czekaliśmy na pierwsze trafienie. Budziłowo grało mądrze szafując swoje siły. Dużo gry na zastawkę, dużo czekania na dobry moment podania. Tornado w swoim stylu – parło atak za atakiem…szybko a przez to czasami niedokładnie…za to generalnie bardzo dobrze i dokładnie w obronie. Koncentracja na tym by nie stracić bramki w Raptorsach była ogromna. Mimo wszystko (dopiero) w 18 minucie bramkę stracili – Budziłowo wyszło na prowadzenie i to w momencie kiedy wszyscy myśleli już o końcu pierwszej części gry. Tornado bardzo szybko wyrównało strzelając gola z przedłużonego karnego. Gdzieś te wszystkie ataki przyniosły kilka fauli, które udało zamienić się na bramkę. Druga połowa znów zaczyna się od strzału Budziłowa w poprzeczkę. Do tego mecz już nie był taki ładny. Zaczęły się faule, dyskusje pretensje, niesnaski. Tyle, że bramki padały po w miarę świetnych akcjach. Kiedy Tornado wręcz wgniatało rywali w ich własne pole karne ci uwolnili się jedną kontrą, zgraniem na zastawkę i całkiem ładną bramką która po tym zgraniu padła. Po tym Tornado nieco się pogubiło, przez kilka minut inicjatywa przeszła w ręce Budziłowa, które grało mądrze..bardzo mądrze. Jednak nawet mądra gra nie uchroniła Budziłowa przed stratą bramki po rzucie rożnym. Ależ to było zaskoczenie dla zawodników tego zespołu i euforia w szeregach Raptorsów. Chwilę później kolejny przedłużony karny dla Tornado i kolejna bramka. Raptorsi na prowadzeniu a obraz gry wręcz skandaliczny. Każda decyzja sędziego jest natychmiast oprotestowywana, pełno krzyków i wzajemnych pretensji. Ale gra też toczy się dalej. Budziłowo desperacko szuka wyrównania a Tornado…cóż czasami nawet dwóch zawodników Tornado robiło wślizg by blokować strzał na własną bramkę. Z tej gonitwy Budziłowa przyszła wreszcie bramka wyrównująca. Po niej walka przeniosła się do parteru. Oba zespoły jeździły na tyłkach i robiły wszystko by gola nie stracić. Jednak to co wydarzyło się na końcu było jak apogeum jakiegoś horroru. Najpierw Tornado nie wykorzystało przedłużonego karnego – a mieli już rywali na łopatkach…chwilę później Budziłowo ma rzut wolny…którego również nie jest wstanie wykorzystać. Mecz kończy się w krzykach i wzajemnych pretensjach i wypominaniach. Remis jest sprawiedliwy ale te wszystkie dramatyczne gesty i krzyki popsuły doskonałe widowisko. Tornado nadal niepokonane.
Fundamenty – United Pyzdry 5-2 (3-0)
Cały mecz Fundamenty panowały nad sytuacją. Pyzdry starały się bardzo ale to bardzo, jednak ich taktyka była trywialnie rozpracowana i taki zespół jak Fundamenty nie miał problemu z poradzeniem sobie z tym wszystkim. O skali ambicji Pyzdr świadczy jednak fakt, że kiedy tylko Fundamenty rozkojarzyły się na chwilę to United w odstępie kilkudziesięciu sekund zdobyły dwie bramki.
KKS Kaczanowo – Meble Podlewski 10-1 (2-0)
Wynik na to nie wskazuje…ale Meblowi zasługują na ogrom uznania za to co pokazali na boisku. Dla Kaczanowa byli momentami niebezpiecznym przeciwnikiem…jednak to samo Kaczanowo cały czas sprawiało wrażenie jakby badało teren i przyglądało się temu co się dzieje. KKS kontrolował sytuację i choć momentami musiał się długimi okresami generalnie bronić potrafił strzelać bramki, które rywali wytrącały z pewności siebie. Wynik za pierwszą połowę w zupełności oddaje to co napisaliśmy powyżej. Generalnie Podlewscy nacierali a Kaczanowo dwa razy się odgryzło na tyle skutecznie, że piłka w siatce zatrzepotała. Meble w drugiej połowie próbowały zrobić powtórkę…ale nic nie chciało im wpaść do bramki, nawet wtedy kiedy to było niemal obowiązkiem. KKS urwał jednak trzecia bramkę i poczuł zwątpienie w rywalach. Wtedy Kaczanowo przystąpiło wręcz do egzekucji grając nagle bardzo skutecznie. Rzuciło się rywalowi do aorty i pozbawiło go szans na jakąkolwiek nadzieję na dobry wynik.
TW Kołaczkowo – Obłe Mareczki 5-4 (2-2)
Kołaczkowo w tym sezonie potrafi prezentować zupełnie odmienne oblicza. Tym razem zobaczyliśmy to słabsze i gorsze z tego co TW pokazuje. Przyczyna leży zawsze w składzie jaki wybiega na parkiet…a tym razem skład był bardzo przetrzebiony. W efekcie mieliśmy mecz, który trzymał w dramaturgii jednak zupełnie nie był równym widowiskiem albowiem były w nim momenty dobre i beznadziejne..beznadziejne w wykonaniu obu zespołów. Zacznijmy od tego, że Mareczki szybko prowadziły 2-0 i TW miało ogromny problem by się rozpędzić i jakkolwiek odpowiedzieć na grę Obłych. Mareczki prowadząc nie potrafiły jednak umiejętnie bronić wyniku, co z kolei może świadczyć o tym, że Kołaczkowo zagrało dobrze doprowadzając do remisu… Ale to nie tak. Obłym zabrakło doświadczenia by zabić mecz kolejnym trafieniem. A szanse były. Również w drugiej połowie – oba zespoły grały już z większym respektem dla siebie i był nawet czas kiedy Kołaczkowo osiągnęło zdecydowaną przewagę i prowadziło…Ale wtedy karta się odwróciła, TW nie mogło utrzymać spokoju we własnych szeregach i Obłe szansę wykorzystały bez wahania. Duża w tym zasługa Karola Pokładeckiego, który nie dość że strzelił wszystkie gole dla swojej drużyny to jeszcze co chwila siał postrach w szeregach rywali. O wyniku zdecydowało jednak i szczęście i większe doświadczenie z determinacją w TW. No może jednak szczęścia było w tym najwięcej. Najpierw wyrównanie za sprawą przedłużonego karnego…a na sekundy przed końcem mocno indywidualne „szaleństwo” jednego z zawodników Kołaczkowa dało temu zespołowi bramkę i komplet punktów.
Spawacz Nowakowski – Sokolniki 1-8 (0:4)
Generalnie wynik nie pozostawia złudzeń co do tego kto był w tym meczu lepszy. Generalnie moglibyśmy napisać, że na taki mecz Sokolniki czekały…Ale po pierwsze Sokolniki mierzyły się z najsłabsza drużyną w lidze a po drugie…no właśnie. Zwycięstwo zdecydowanie należało się Sokolnikom. Wreszcie naprawdę wszystko dobrze zagrało…ale…ale na to wskazuje tylko wynik. Po pierwsze Spawacz czasami wchodził z Sokolnikami w takie zwarcie, że oczy wychodziły z orbit. Nowakowscy radzili sobie optycznie momentami znacznie lepiej. Wręcz przeważali, zmuszali Sokolniki do ofiarnego bronienia się i…nieustannie zatrudniali bramkarza rywali. No właśnie – Sokolnikom brakowało w tym sezonie zdecydowanie spokoju na pozycji golkipera. Zwracaliśmy już uwagę, że zawodnicy tego zespołu grają z polotem ale na bramce muszą mieć kogoś, kto ten polot im zabezpieczy. I dokładnie tak było w tym meczu. Mimo, że zawodnicy Sokolnik wykonali dużo pracy w defensywie…to jednak bramkarz ratował im nieustannie skórę. Ba…kilka razy wręcz w niewyjaśnionych okolicznościach piłka do bramki Sokolnik nie wpadła jakby ta bramka była zaczarowana. I teraz chyba staje się jasne skąd to nasze nie przekonanie z początku tekstu. Przyzwyczailiśmy się do tego, że Sokolniki z autsajderami wygrywają…i że zostawiają po sobie dobre wrażenia…a tu prócz zwycięstwa i zasłużonych pochwał dla golkipera…ciężko o więcej zachwytów. Te można skierować do Spawacza…który rwał obronę Sokolnik i pudłował na potęgę czym sam sobie podkładał nogi.
Niedziela
Sokolniki – Meble Podlewski 3-7 (2-5)
Przepiękne spotkanie w którym oczy otwierają się ze zdziwienia kiedy skazany na pożarcie i wyplucie zespół gra skutecznie i widowiskowo a ręce same składają się do oklasków. Sokolniki jako faworyzowane…zawiodły. Pewnie przyczyn było wiele…jednak najważniejszą była naprawdę świetna postawa Meblowych. Zacznijmy od tego, że Podlewscy mieli fajny pomysł na ten mecz, podeszli całkowicie bez kompleksów i starali się być konsekwentni w tym co robią. Oczywiście Sokolniki wcale z tego powodu nie narzekały..ale też Sokolnikom nie szło wybitnie tego dnia. Atak szedł za atakiem jednak to Meble pierwsze zdobyły bramkę po..no słabej obronie bramkarza Sokolnik. kolejne bramki padały naprzemiennie i czuć było, że oba zespoły idą na wymianę ciosów. Sokolnikom naprawdę nie szło- bo co wypracowały sobie przewagę w grze to traciły zaskakująco bramkę. To nie był dzień ich golkipera… Prawdziwy wiatr w żagle Podlewscy zdobyli jednak po bramce na 3-2. Chyba wtedy mocno uwierzyli, że to jest ich mecz i te 3 punkty się im zwyczajnie należą. Meblowi ofiarnie bronili się w 3 zawodników i kontrowali kiedy tylko mogli, jak tylko mogli a co najważniejsze potrafili oddawać soczyste i celne strzały niemal z każdej pozycji na boisku. Sokolniki oczywiście nie były dłużne…ale świetnie w Meblach, doskonale wręcz bronił Marcin Koperski i to generalnie pozwoliło zrobić różnicę w całym spotkaniu. Z pewnym bramkarzem reszta zespołu grała momentami jak natchniona a Sokolniki próbując opanować sytuację wzięły czas na naradę już w pierwszej połowie. Druga część spotkania to już bardzo rozważna gra Sokolnik. Długo budowali akcję ale musieli myśleć nieustannie o kontrach rywali…bo też Meble się nie certoliły i siały zagrożenie za każdym razem kiedy błyskawicznie któryś z zawodników ruszał z piłką przy nodze na bramkę. W jednej z kontr Podlewscy wyszli w 3 na 1 i wynik zrobił się sensacyjnie 6-2. Pogrążane Sokolniki wręcz kipiały z bezsilnej furii ale przyniosło to tylko jedną bramkę. W odpowiedzi Meblowi wykorzystują rzut wolny strzelając gola niemal z połowy boiska (ewidentny błąd brakarza Sokolnik) i ustalają wynik. Oczywiście Sokolniki nie odpuściły do końca meczu, atakowały zawzięcie jeszcze nawet w ostatnich sekundach…ale no wybitnie nie szło tej piłki w bramce umieścić. Podsumowując – świetny mecz Podlewskich i Sokolniki cały czas w kryzysie.
Obłe Maraczki – Spawacz Nowakowski 10-4 (4-3)
Jak jest mieć mecz pod kontrolą, później wszystko co wypracowane stracić i na koniec znów wrócić na powierzchnię…to mogą Wam pokazać Obłe Mareczki. W sumie tak grali w obu meczach weekendowych. Tyle, że w niedzielę nie skończyło się dla nich wcale źle. Obłe Chłopaki prowadzały już 3-0, kiedy Spawacz w sumie nie wiadomo jak nagle doprowadził do wyrównania. W sumie nie tak nagle bo trwało to ładnych parę minut i kosztowało oba zespoły dużo nerwów i wysiłku. Końcówka pierwszej połowy należała jednak do Mareczków, którzy krótko przed syreną wyszli znów na prowadzenie. Zaraz po wznowieniu gry jeszcze to prowadzenie podwyższyli i nie oddali go już do końca. Spawacz znów grał z szaleństwem i pasją w oczach, przy niesamowicie głośnym dopingu swoich kibiców…jednak generalnie do bramki nie chciało nic wpaść (prócz jednego nie mającego wpływu na rezultat gola). Oba zespoły poszły na bardzo otwartą bitwę w której różnicę robił bramkarz Obłych Mareczków co chwilę notując doskonałe interwencje (nawet w sytuacji sam na sam). Druga osobą, która zawarzyła na wyniku był napastnik Obłych Karol Pokładecki… W pewnym momencie wyglądało to tak : Spawacz sunął z atakiem, piłkę wybraniał bramkarz, ta szybko trafiała do Pokładeckiego i on ładował na bramkę…czasami wpadło czasami nie. Do przekonującego zwycięstwa jednak spokojnie wystarczyło.
Budziłowo – TW Kołaczkowo 5-4 (3-4)
Mecz Kołaczkowa z Budziłowem oglądało się z emocjami. Przewaga jednego bądź drugiego zespołu zmieniała się dość płynnie i może właśnie dlatego całość była bardzo dobrym widowiskiem. Nie fenomenalnym…ale właśnie dobrym. Można było zobaczyć dużo indywidualnych ciekawych zagrań i podziwiać akcje, które decydowały od wyniku. W pierwszej połowie jak i pewnie w całym meczu przewagę miało TW. Ta przewaga generalnie opierała się na tym, że to Kołaczkowo było częściej przy piłce i Kołaczkowo było drużyną częściej posiadającą inicjatywę, potrafiącą grać pressingiem na całym boisku i częściej zatrudniającą bramkarza rywali. TW zaczęło od mocnego akcentu – jeden z pierwszych strzałów wylądował na słupku. Dla zawodników Budziłowa był to mocny szok, w zespole pojawiło się sporo nerwowości, która przełożyła się na krzyki i pretensje do siebie nawzajem i do sędziego. Kołaczkowo mając przewagę na boisku trafiło na solidnego golkipera i co chwilę przeżywało zawód kiedy bramkarz Budziłowa z niesamowitym spokojem bronił celne, silne i pewne strzały. To właśnie spokój bramkarza ratował ten zespół w pierwszych minutach…bo zawodnicy z pola byli generalnie pogubieni, pokłóceni i momentami wyglądali słabo. Kołaczkowo strzeliło wreszcie gola kiedy silny strzał wylądował pod poprzeczką. Strata gola była chyba najlepszą rzeczą jaka mogła się Budziłowu przydarzyć. Po pierwsze zespół się ogarnął i wziął do pracy, po drugie gra się wyrównała i oba zespoły postawiły na bardzo uważną grę. Mimo to kolejne sytuacje dla obu stron pojawiały się co kilkadziesiąt sekund. Jeśli TW miało doskonałą sytuację to chwilę później zespół ratował bramkarz po tym jak Budziłowo wyszło z piekielnie niebezpieczną kontrą. Wyrównanie dla Budziłowa nie przyszło jednak po wykorzystaniu siły, szybkości czy precyzji…ale sprytu. Budziłowo bardzo sprytnie rozegrało sytuację i zaskoczyło do tej pory bardzo skoncentrowanych zawodników TW. Niesamowite było jednak to jak to jak Budziłowo wyszło na prowadzenie chwilę później kiedy przejęło piłkę na połowie rywala i po nieludzko sprytnym zawinięciu piłki umieściło ją w siatce. Strzał, o ile można to nazwać strzałem, był przepięknej urody i potrzebowalibyśmy dużo słów by wszystko to opisać. Ale TW nie straciło inicjatywy i ponownie wyszło na prowadzenie po kilkudziesięciu sekundach. Przy remisie emocje w Budziłowie poszły już naprawdę wysoko i jeden z zawodników tego zespołu wyleciał za drugą żółtą kartkę…obie kartki były za komentowanie (mało wybredne) decyzji sędziego. TW rozegrało sytuację koncertowo…długo grając w przewadze, męcząc rywali posiadaniem piłki i strzelając gola w momencie kiedy kończył się niemal czas kary. W drugiej połowie zaczęło się od ostrej gry z obu stron. Budziłowo było zmuszone grać bez choćby jednego zmiennika ale grało bardzo mądrze i mimo, że Kołaczkowo nieustannie atakowało, nieustannie miało przewagę optyczną…to nie potrafiło tego udokumentować golem. Kluczowa dla postawy Budziłowa była gra ich bramkarza. Hubert Piotrowski rozgrywał fenomenalne zawody. Nie dość, że spokojnie bronił strzały, miał dużo szczęścia jeśli już nie dawał rady obronić to piłka przechodziła obok słupka…to jeszcze przeprowadził akcję bramkową, gdzie miał asystę przy golu wyrównującym. Niesamowite! W odpowiedzi Kołaczkowo natarło z furią ale skończyło się tylko…słupkiem! Mecz był cały czas wciągającym widowiskiem…bo choć trybuny złożone z zawodników innych zespołów trzymały ręce za remisem…to czuć było w powietrzu kolejnego gola. Kołaczkowo dusiło z ogromnym zaangażowaniem ale Budziłowo walczyło o życie z determinacją. O końcowym wyniku zdecydowali jednak nie zawodnicy TW ale Budziłowa. Jednak z kontr Budziłowa zakończyła się przepięknym strzałem Tomasza Graczyka…piłka uderzona przez niego w biegu z woleja poszła jak petarda pod poprzeczkę…ręce same składały się do oklasków. Kołaczkowo nie odpuściło…ale wszystko skończyło się potężną awanturą i zamieszaniem przy ostatnim rzucie rożnym na połowie Budziłowa. Budziłowo już jednak zwycięstwa nie oddało…trzymało te trzy punkty bardzo mocno gryząc nawet wszystkich i wszystko zębami. Czy zasłużenie? Tak, raczej tak.
United Pyzdry – Tornado Raptors Kołaczkowo 2-9 (1-3)
Uczciwie trzeba powiedzieć, że Tornado prezentowało się tak pewne swojej siły i możliwości, że cierpliwie grało na boisku swoje i czekało kiedy nadarzy się okazja. Czuć było, że zespół może przyśpieszyć w każdej chwili…tylko z sobie niewiadomych powodów nie przyśpieszał. Pyzdry walczyły, biegały szarpały i nie odpuszczały. I mimo, że był to mecz gdzie wszystko się przewalało od pola karnego do pola karnego to jednak w pierwszej połowie nie było żadnego faulu! W drugiej części gry Raptorsi w kilku pierwszych minutach odskoczyli przeciwnikom pozbawiając ich nadziei na jakikolwiek choćby punkt z tego spotkania.
KKS Kaczanowo – Fundamenty 1-2 (0-1)
Czasami jest tak, że zespół potrzebuje porażki by wyciągnąć z tego mnóstwo wniosków i później osiągać lepsze wyniki. Tak można było pomyśleć po porażce Fundamentów z Budziłowem…i pewnie tak samo można pomyśleć po tym meczu o Kaczanowie. Jeśli padają niesprawiedliwe wyniki to właśnie KKS może ten mecz do takich zaliczyć. W wielkim skrócie można wszystko to co działo się na boisku opisać jako pojedynek serca z rozumem. Przy czym Kaczanowo to serce a Fundamenty to rozum. Kaczanowo cały mecz w natarciu. Akcja za akcją…mnóstwo sił zostawionych w każdej części boiska. A Fundamenty? Mądre reakcje…kontrowały i jak trzeba ofiarnie broniły. Ale piłkę i zawodników Kaczanowa trzymali daleko od swojej bramki. KKS miał jednak klarowniejsze sytuacje, optycznie prezentował się naprawdę czasami monumentalnie…tam nie było zmiłuj, tylko nieustanna napierdalanka wszystkimi siłami. Fundamenty nie szły na wymianę tylko te całe emocje rywali próbowali ominąć kontrami…długo nie szło ani jednym ani drugim. Gdzieś to wszystko się przesuwało z jednego końca boiska na drugi… I właśnie kiedy w sumie KKS miał przewagę Fundamenty celnie i boleśnie skarciły przeciwnika. Dla Kaczanowa to było jak zimny prysznic…ale czy mogli odpuścić? Nie odpuścili. Druga połowa przyniosła zintensyfikowanie wszystkiego co tylko można po stronie KKSu. Pod bramką Fundamentów robiło się czasami bardzo ale to bardzo gorąco. Wreszcie w okolicy 16 minuty drugiej połowy pada wyrównujący gol. To właściwie nie był gol…to było wduszenie piłki do bramki. I w sumie to KKS był na takich sterydach, że gdyby musiał to by do tej bramki wpakował wszystkich co byli w zasięgu wzroku. Kosztowało to sił i…fauli. Więc w kolejnych kilkudziesięciu sekundach Fundamenty mają przedłużonego karnego..którego bramkarz Kaczanowa pięknie obronił. Ale w ostatniej minucie Fundamenty wykorzystują jednak zmęczenie i moment zawahania rywali i dają radę ukuć drugi raz w tym meczu. Tyle starczyło. Fundamenty nie zaliczą tego meczu do efektownych. Ale nie taki był ich cel…wyszli po 3 punkty z naprawdę trudnym rywalem i plan zrealizowali w całości a w nagrodę zasiedli na koniec roku na fotelu lidera.
Komentarze