IV kolejka ligowa - sezon 2021/22

IV kolejka ligowa - sezon 2021/22

Ostatnia kolejka ligowa w roku 2021 za nami. Siłą rzeczy połowa ekip musiała zejść z boiska niepocieszona, pozostali mogli się cieszyć lub Względnie mogli się cieszyć. Jak było- wyjaśniamy.

Zaczęło się od pojedynku Tornado Raptors z Zielińcem. Prognozowaliśmy, że może być różnie, że Zieliniec może mieć problemy z składem co powinno dawać nadzieję Kołaczkowu. Ostatecznie nic takiego się nie stało. Zieliniec postawił silną ekipę – tyle jednak, że albo nie wychodziło albo ...albo przyczyną była świetna i bez kompleksów gra Kołaczkowa? Tornado prowadzili w tej grze 4 razy. Zieliniec 4 razy doprowadzał do remisu. Ogólnie też Zieliniec miał wyraźna przewagę – ale nie wychodziło im dziś wybitnie. Raptorsi natomiast byli ambitni i kąśliwi i to pozwoliło im na punktowanie rywali kontrami. Tornado broniło się tak ofiarnie jak umiejętnie, Zieliniec sprawiał wrażenie rozdrażnionego...ale bez pomysłu. Ogromny wpływ na wynik mieli również bramkarze. O ile jednak Norbert Kamiński z Tornado dwoił się i troił i w konsekwencji nie dopuścił do utraty kilku bramek (czasami dokonując cudów na linii bramkowej...o tyle Paweł Działak z Zielińca miał dwie fatalne interwencje – które tak świetnemu zawodnikowi nie przystojną.

Tornado z jednym punkcikiem zamykają tabelę.. ale długo tam nie zostaną. Ten punkt został zdobyty w świetnym stylu na silnym zespole...i to pokazuje wartość Raptorsów.

Po bardzo długim okresie doszło do meczu TW Kołaczkowo – Sokolniki. Jak by nie było ten mecz musiał wzbudzić emocje – i wzbudził. Nie był jednak pięknym widowiskiem – bo też spotkali się wytrawni gracze i czasami taktyka wyraźnie dominowała nad pięknem. Z drugiej strony nie było jednak tak źle -bo ten mecz miał smaczki...dużo smaczków… Zaczęło się szybko – od pięknej bramkowe akcji Sokolnik i jeszcze ładniejszej bramce – techniczne lekkie uderzenie z główki wprawiło TW w osłupienie. Jeszcze dobrze mecz się nie zaczął a trzeba było odrabiać straty. Maszyna jednak nie zawiodła. Topornie, mozolnie, konsekwentnie i mimo wszystko powoli Kołaczkowo zbierało się w sobie by jakoś odpowiedzieć. I kilka minut później odpowiedziało równie ładną bramką z rzutu wolnego. I wszystko ruszyło od początku – TW było zmotywowane taktycznie, podwajało krycie, sprowadzało Sokolniki do parteru jak trzeba...a Sokolniki liczyły na maestrię, szybkość, przebojowość i swoją potężną skuteczność. I jedna i druga taktyka przyniosła skutki bramkowe – bo pierwsza połowa skończyła się 2-2. Początek drugiej połowy to zaskakujące i szybkie wyjście TW na prowadzenie. Sokolniki zabrały się do odrabiania wyniku. Ale...Ale TW było jak mur. A nawet jeśli ten mur już skruszał to Sokolniki raziły niewyobrażalnym brakiem skuteczności (w dwóch sytuacjach zamiast do pustej bramki strzelali w słupek w trzeciej sytuacji w poprzeczkę). Ba – Sokolniki nie wykorzystały karnego, bo doskonale strzał Tomasza Majchrzaka obronił Arkadiusz Wojciechowicz. Wrzało na parkiecie, leciały faule – bo w okolicach swojego pola karnego żaden z zespołów nie kalkulował...no i czasami miast w piłkę, kopano w nogi. I tak doszło do wyrównania – zdecydował rzut wolny. Chwile później Kołaczkowo miało jeszcze słupek...ale wynik już się nie zmienił.

W tym ligowym klasyku były emocje – nawet całe mnóstwo emocji. Nieco mniej piłki ale też dużo taktyki i wyrachowania, dużo dojrzałych decyzji po obu stronach...trzy ładne bramki. Remis chyba był sprawiedliwy.

Wreszcie zapunktowali Blue Wariatos. Powiedzmy to sobie szczerze – mają chyba patent na Manhattan. Te zespoły w przeszłości spotykały się już kilka razy – i chyba zawsze Blue wychodziło z tego zwycięsko. Tym razem też początek spotkania nie zapowiadał by mogło być inaczej. Wariatos szybko doszli do stanu 4-0...ale Manhattan nagle zaczął się odgryzać. Z sytuacji, które brały się nie wiadomo skąd nagle zrodziły się trzy trafienia, na które Blue nie byli wstanie sensownie odpowiedzieć. Finalnie Teamowi nic to nie dało, bo druga połowa to już koncertowa (na tle rywala) gra Wariatos. Mimo wszystko kolejny raz potwierdziło się, że Manhattan potrafi każdemu rywalowi narzucić swój styl – może punktów to nie daje...ale panika w szeregach przeciwników zawsze się pojawia.

Budziłowo z Dream Teamem stworzyło jednostronne widowisko. Kolejny raz trzeba podkreślić, że w grze zespołu z Wrześni jest coś co każe w nich wierzyć...ale na Budziłowo było to zdecydowanie za mało. Obrońcy tytułu grali mądrze, konsekwentnie, momentami chłodno i automatycznie. To co próbował przeciwstawić Team, czyli wrzutki od bramkarza w pole karne rywali, to było dramatycznie mało. A Budziłowo wbijało gola za golem...

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości