To zawsze bardzo ciężkie doświadczenie opisywać spotkanie, które się przegrało a w którym pokonana ekipa czuła się znacznie lepsza. Niestety/na szczęście według przepisów mecz wygrywa zawsze ta ekipa, która strzeli więcej bramek. Piszemy na szczęście bo tak naprawdę w przeszłości ta właśnie zasada bardzo często ratowała zespół z Kołaczkowa. Tym razem piłkarski fuks dopisał rywalom. W życiu a szczególnie w piłce nożnej suma szczęścia równa się zero.
Spotkanie rozpoczęło się od zdecydowanych ataków rywali. Mimo iż liczebnie było ich na ławce rezerwowych mniej to jednak próbowali trzymać pressing na całym boisku i wywierać nieustanną presje. Kołaczkowo odgryzało się kontratakami. Właściwie całe spotkanie było pełne kontrataków- tak z jednej jak i z drugiej strony akcja goniła akcję- i zapewne z boku mogło to wyglądać naprawdę ciekawie.
TW na prowadzenie wyszło w okolicy 6-7 minuty. Gomulski przyjął piłkę na połowie i wyłożył ją Kryglowi w „narożniku” pola karnego. To co jednak zrobił Krygiel to był majstersztyk- przyjmując piłkę przełożył ją sobie na lewą nogę, spokojnie przeczekał aż obrońca na wślizgu przejedzie obok niego i bez stresu strzelił obok bramkarza. Konsekwencją tego gola była naprawdę pewna gra Kołaczkowa. Kolejne sytuacje posypały się jak z rękawa...doskonale wyprowadzane groźne kontry- szwankowało jednak zakończenie...niedokładne ostatnie podanie psuło cały efekt.
Druga połowa to był koszmar. Kołaczkowo straciło zdolność utrzymywania się przy piłce- traciło ją nie potrafiąc wymienić 3-4 podań. Prysł cały urok błyskawicznych kontrataków i stwarzanego przez nie niebezpieczeństwa. Rywale zdołali odpowiedzieć świetną bramkową akcją...której składnikami był z jednej strony kunszt strzelca gola z drugiej duża nieporadność kołaczkowskiej obrony. Po tym golu TW jakoś na kilka minut zaczęło prezentować się o wiele lepiej. Znów pojawiły się akcje bramkowe- jednak ich wynik był tak mizerny jak tylko można to sobie wyobrazić...poza szybszym biciem serca u rywali nie było żadnych widocznych efektów. To właśnie w tym czasie bohaterem Kołaczkowa mógł zostać Olszewski- ale zmarnował trzy stuprocentowe okazje..Szuba dołożył dwie doskonałe sytuacje... A, że niewykorzystane okazje się mszczą...rywale przejęli piłkę wyprowadzili kontrę- i znów dzięki zaskakująco słabej postawie obrony wyszli na prowadzenie... Prowadzenie, którego broniąc na wszelkie sposoby nie oddali do końca.
Kołaczkowo ze względu na liczbę stworzonych sytuacji nie miało prawa przegrać tego spotkania, nie miało prawa zdobyć tylko jednego gola... a jednak.