Piętnasta kolejka sezonu 2023/24

Piętnasta kolejka sezonu 2023/24

Sokolniki – Meble Podlewski 14-1 (6-0)

Chcielibyśmy napisać, że ten wynik to niesprawiedliwość, że Meblom po prostu nie wyszło, że to wypadek przy pracy. Ale nie możemy. Żaden zespół w tym sezonie nie stracił tylu bramek i może jedyna niesprawiedliwość polega na tym, że Meble na przestrzeni tych kilkunastu ligowych tygodni na to nie zasłużyły. Ekipa ma dobrych bramkarzy i jeszcze lepszych zawodników w polu…ale w sobotnie popołudnie nie było tego absolutnie widać. Na mecz wyszedł zespół bez wiary w sukces, bez chęci walki i bez pomysłu na spotkanie. A przecież poprzedni mecz miedzy tymi zespołami był jednym z najlepszych pojedynków ligowych. I Podlewscy to wtedy wygrali. Owszem, było to zaskoczenie jednak nie było wtedy w wyniku najmniejszego przypadku. Nie było również żadnego przypadku i tym razem jeśli chodzi o wynik Sokolnik. Sokolniki grały tak dobrze, że byli klasą samą dla siebie…nie grając nawet na 100% możliwości. Wszystko było płynne, szybkie, ładne dla oka i piekielnie skuteczne. Sokolniki się bawiły ja na gierce, to był zespół…kiedy ich rywale byli grupą indywidualności. Meble holowały piłkę przy nodze a Sokolniki ją wymieniały, podawały, zagrywały. Zawodnicy Meblowych przyjmowali piłkę, skupiali wzrok na niej i próbowali przedryblować czterech rywali…Sokolniki szukały podań, wychodziły na pozycję, przesuwali się całym zespołem… To były piłkarsko dwa odmienne światy. I ogromnym zaskoczeniem jest to, że Meble nie pokazały tutaj nawet cienia swoich możliwości.

Spawacz Nowakowski -Obłe Mareczki 4-11 (4-3)

Ten mecz miał dwa oblicza…każde z nich pokazało się po jednej połowie. W pierwszej części meczu prócz momentów chaosu mieliśmy też trochę dobrej piłki z obu stron. Obłe raziły często nonszalancją i niecierpliwością, Spawacz natomiast niedokładnością i brakiem konsekwencji…jednak i jednej i drugiej drużynie zdarzały się okresy bardzo ładnej gry. Nieco więcej szaleństwa było po stronie Mareczków…ale na to Spawacz odpowiadał często bardzo odpowiedzialną grą całego zespołu. Sezon się kończy ale Spawacz wyraźnie drgnął…i choć nie punktuje, to bardzo poprawia swoją grę jako cały zespół. Mareczki potrafią jednak szaleć – przykład? Proszę bardzo – bramkarz tego zespołu strzelający gola z dystansu…no potężna bomba, jakiś rykoszet i mamy remis 2-2. Chwilę później jakiś zamęt, i robi się 3-2 dla Mareczków. Jak reaguje na to Spawacz? Przeprowadza koronkowe akcje…szybka kontra albo dokładna wymiana piłek na jeden kontakt i najpierw wyrównanie a chwile później pod koniec pierwszej części gry zasłużone prowadzenie. Zasłużone bo Spawacz marnował też doskonałe sytuacje. Ten mecz zapowiadał się naprawdę ciekawie na drugą połowę…ale stało się inaczej. Mareczki zaczęły grać na niesamowitym luzie, bawiły się grą, miały polot i potrafiły to wykorzystać. Kolejne bramki wpadały jakby od niechcenia…cieszyła się cała ławka rezerwowych, kibicki zespołu były rozpromienione…no czysta sielanka. Każda interwencja bramkarza Obłych była nagradzana brawami i westchnieniami jego fanklubu. W takiej atmosferze grało się Mareczkom wyśmienicie. A Spawacz? Totalna degrengolada, brak pomysłu, frustracja, brak skuteczności, pretensje i złośliwości, czerwień za dwie żółte kartki…posypało się wszystko to, co było atutem Nowakowskich w pierwszej połowie.

TW Kołaczkowo – Budziłowo 3-3 (1-1)

Mecz majstersztyk jeśli lubicie spotkania w których taktyka bierze górę nad wszystkim co się na boisku dzieje…elementy „geniuszu” zawodników prezentujących swoje umiejętności zostały podporządkowane pod potrzeby zespołu. Tu nie było miejsca na ewentualne popisy…nie musiało być efektownie..miało być efektywnie. I dało się potrzebę tego prostego grania, prostego wytrącania atutów przeciwnikowi z ręki wyczuć. Oba zespoły nie były w swoich najsilniejszych zestawieniach ale oba nie mogły również narzekać na brak różnych opcji. Tak TW jak i Budziłowo mocno myślało o tym by bramki ponad wszystko nie stracić. To nie był mecz toczony w jakimś ekstremalnym tempie…ale nerwy były u wszystkich maksymalnie napięte. Gra toczyła się jak o 6 punktów. Na prowadzenie wyszło Budziłowo…i wiele czasu zajęło Kołaczkowu wyrównanie. To nie był czas dla obu zespołów stracony ale jakoś nie cechował się on licznymi sytuacjami strzeleckimi. Tak jeden jak i drugi zespół z pietyzmem starał się konstruować akcje. I może Budziłowo miało delikatnie przewagę…ale TW miało swoje okazje z których jedna zakończyła się umieszczeniem piłki w bramce. Budziłowo nie dawało rady używać swoich atutów w postaci rozrywających podań, Kołaczkowo nie mogło generalnie wychodzić z błyskawicznymi kontrami…wyglądało na pat. Ale na tą patową sytuację patrzyło się chyba z wielką przyjemnością, bo powietrze było pełne emocji i trzymanego na postronkach napięcia. I w drugiej połowie to wszystko puściło. W wielkim skrócie najpierw potężnie uderzyło TW. Dwa zdobyte gole pozwoliły na pewne prowadzenie 3-1.(Gol na 2-1 to rozklepanie Budziłowa w obronie i niemal wejście do pustej bramki z piłką) Kolejna sytuacja zakończyła się strzałem w słupek a dobitka do pustej bramki była zbyt ekwilibrystycznie trudna. Budziłowo było na kolanach, TW prezentowało się bardzo spójnie i pewnie. Ale też nie zostało tak do końca…najpierw Budziłowo złapało kontakt dzięki bramce jaka wpadła w małym zamieszaniu, wyrównanie przyszło po kontrze. Wszystko w okolicznościach, które kazały myśleć, że Kołaczkowo trzyma rękę na pulsie. Przy stanie 3-3 oba zespoły odważnie szukały swojej szansy. Budziłowo było w tym wszystkim zdecydowanie pewniejsze. TW zgubiło gdzieś w końcówce spotkania tą pewność siebie, nagle każda nadarzająca się okazja śmierdziała stratą gola. Kwintesencją wszystkiego było ostatnie kilkanaście sekund. Wyobraźcie sobie ogromne zamieszanie, pusta bramkę TW, wślizgi dwóch zawodników zasłaniających bramkę, położonego już bramkarza, który desperacko wyciąga dłonie by zagrodzić piłce drogę do bramki…i napastnika Budziłowa, który jest z dogodnej pozycji do oddania strzału, dwa metry przed bramką…strzela a piłka po rykoszecie trafia w poprzeczkę…zegar pokazywał 8 sekund do końca!
Na hali między tymi zespołami nie padł jeszcze nigdy remis.

Tornado Raptors Kołaczkowo – United Pyzdry 10-2 (5-2)

Grając z United trzeba się chyba przyzwyczaić, że przez chwilę lub dwie można przegrywać. Jednak kiedy ostatnia ekipa prowadzi z liderem…to no musi to wzbudzić lekki uśmiech. Jeśli przyjąć jednak, że United początki meczów mają wyśmienite, że często otwierają wynik i nie raz nie dwa…prowadzą przez kilka chwil… To nie będzie to zaskoczeniem, że tak się działo w tym spotkaniu. Wynik 2-1 dla Pyzdr nie utrzymał się jednak długo. Tornado wyrównało a później już tylko miażdżyło rywali siłą jaką daje kilkunastoosobowy skład. Było jednak coś w grze Raptorsów takiego, że nie patrzyło się na to wszystko z ciekawością. Ot czasami są takie mecze, że trzeba przyjść i zrobić swoje. Dla Tornado to była konieczność a nie emocje czy pasja i radość gry. Co innego Pyzdry…tam było szukanie kolejnego gola z równym głodem w pierwszej jak i w ostatniej minucie meczu. Inna bajka to gra bramkarza United…pełne zaangażowanie i koncentracja na swojej robocie. Gdyby nie jego postawa to Tornado strzeliłoby pewnie z 20 bramek.

Fundamenty – KKS Kaczanowo 0-6 (0-1)

Co lubicie najbardziej w futbolu? Prócz emocji oczywiście? My najbardziej lubimy kilka rzeczy…nieoczywistość, przewrotność, kontrolowanie wydarzeń czy efektywność. I właśnie taki był ten mecz. Nieoczywiste było przewidzieć końcowy wynik przed pierwszym gwizdkiem…oba zespoły pojawiły się w mocnych składach. Przewrotne było wyciągać wnioski po pierwszej połowie, kiedy w drugiej Kaczanowo robiło na parkiecie co chciało. Kontrola wydarzeń – w niemal całości po stronie KKSu. Jedyną sytuacją w meczu nad którą nie mieli chyba kontroli to kiedy piłka trafiła im w poprzeczkę… Efektywność Kaczanowa była porażająca. Tam nie było niepotrzebnej ekwilibrystyki, nie było szukania poklasku. W ich grze wszystko było podporządkowane osiągnięciu celów, posiadaniu piłki i umieszczeniu jej w bramce przeciwnika. Nikt się specjalnie nie wydzierał, nie denerwował…ten zespół był jak monolit. W pierwszej połowie jeszcze Fundamenty miały coś do powiedzenia. Bramka dla Kaczanowa padła z kontry ale Fundamenty niemal natychmiast odgryzły się strzałem w poprzeczkę i kilkoma akcjami ocierającymi się o szanse bramkowe. Nim padła pierwsza bramka ocenialiśmy wszystko jako bardzo wyrównane spotkanie z lekkim wskazaniem na Kaczanowo…ale to co przyniosła druga połowa? To był szok dla wszystkich, którzy bezstronnie obserwowali to spotkanie. Początek drugiej połowy to niemal natychmiast gol dla KKSu, później przyszło kilka kombinacyjnych akcji, które osadziły zawodników Fundamentów na tyłkach. Nie byli wstanie myśleć o gonieniu wyniku ponieważ nieustannie ratowali się przed stratą goli, koncentrowali się na modlitwach dziękczynnych „że to nie wpadło” albo na motywowaniu siebie nawzajem w prostych żołnierskich słowach. Fundamenty aż kipiały z furii szukając jakiegoś kontaktowego trafienia…no to Kaczanowo włożyło im gola do pustej bramki kiedy złapali cały zespół na wykroku razem z bramkarzem. Ciężko było w to wszystko uwierzyć i nie potrafimy tego jakoś sensownie przedstawić. Mecz nie toczył się w piorunującym tempie, nie było w nim błyskawicznych akcji…ale było w nim dużo nieefektywnych poczynań Fundamentów i bardzo oszczędnej w formie gry Kaczanowa. Gdyby to była walka bokserów…to Fundamenty biorąc potężny zamach do ciosu który zgruchotałby szczękę dostawały dwa ciosy na żebra i jeden na wątrobę… Frustracja w Fundamentach sięgała zenitu ale nie byli wstanie zrobić nic konstruktywnego. Kaczanowo strzelało dalej i dziurawa obrona Fundamentów była bezradna. Jakże było to inne spotkanie od poprzedniego meczu między tymi dwoma rywalami. Teraz jednak dość łagodnie dla Fundamentów stwierdzimy, że to był wypadek przy pracy. Natomiast nie mamy słów na to by określić postawę Kaczanowa. W tym sezonie nie było takiego meczu w którym ktokolwiek miałby taką kontrolę w meczu nad tak silnym rywalem. Fundamenty przegrały co prawda jeszcze wyżej z TW Kołaczkowo…jednak tych spotkań nie da się porównać – TW nie zbliżyło się wtedy w tamtym spotkaniu do poziomu kontroli wydarzeń o jakim mówimy teraz. Zastanawialiśmy się czy to jednorazowy wybryk Kaczanowa…wydarzenia z niedzieli dały jednak jasną odpowiedź na wszystko.

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości