Dwunasta i trzynasta kolejka sezonu 2023/24

Dwunasta i trzynasta kolejka sezonu 2023/24

Fundamenty – Obłe Mareczki 10-1 3-1

Ależ to spotkanie było nieprzekonujące w pierwszej połowie. Obie ekipy raziły takim zaspaniem, że i jednym i drugim nic nie wychodziło. Dość powiedzieć, że pierwszy faul pojawił się dopiero w 7 minucie…a Fundamenty nawet jak zaczęły prowadzić… to wcale tego prowadzenie nie mogły być pewne. Gdzieś po kwadransie Obłe osiągnęły jednak przewagę i najpierw obiły poprzeczkę rywalom a później wyrównały. To chyba obudziło Fundamenty, które postanowiły mieć piorunującą końcówkę. Udowodniły to strzelając dwie kolejne bramki. Początek drugiej połowy należał znów do Fundamentów, wręcz wgniatali swoich rywali w ich pole karne…ale Mareczki broniły się naprawdę dobrze. Przynajmniej na tyle dobrze na ile pozwalały siły. W 27 minucie Fundamenty jednak otwierają worek z bramkami i odjeżdżają sukcesywnie rywalom. Obłe się starały ale z koronkowych prób zawiązania akcji wychodziło niewiele.

Meble Podlewscy – United Pyzdry 7-4 (2-4)

Podlewscy dość szybko wyszli na prowadzenie, ładnie rozklepali rywali po czym…stali się tak bardzo nieprzekonujący, że aż nie potrafimy tego opisać. Niby w pierwszych minutach było dużo biegania ale również był w tych minutach dużo mało przekonującej postawy obu zespołów. Około 10 minut United przeprowadziło kontrę i było 1-1. Meble chciały zareagować ale Pyzdry ofiarnie się broniły i wszystko pozostawało długo bez rozstrzygnięcia. Kilka minut później jednak Pyzdry się ożywiły i przeprowadziły dwie piękne kontry z których druga zakończyła się rzutem rożnym z którego padł gol. Po tym Pyzdry straciły swojego zawodnika, który nieatakowany przez nikogo źle postawił nogę i odniósł koszmarnie wyglądająca kontuzję (zdrowia Chłopie!!!) Sytuacja na tyle wpłynęła na United, że szybko stracili bramkę ale też odpowiednio szybko zareagowali na nią i nadal pozostawali na prowadzeniu. Pyzdry grały ładnie i skutecznie tak w ataku jak i w obronie. Meble nie miały pomysłu, były lekko w rozsypce i wszystko łanie wykorzystali rywale strzelając swoją czwartą bramkę w ostatnich sekundach pierwszej połowy. Druga połowa to była już jednak narastająca dominacja Mebli. Nie jakaś straszna ale zdecydowanie Pyzdry traciły siłę, obijały się strasznie w obronie (obijały w znaczeniu łapały skurcze, stłuczenia, siniaki). Tempo nie było szalone ale…Podlewscy byli już jednak bardziej skuteczni strzelając i broniąc. United waliły głową w mur…. Ozdobą meczu była jednak bramka kapitana Mebli Eryka Podlewskiego, który indywidualną akcją z kontry ustalił wynik spotkania.

KKS Kaczanowo – Budziłowo 2-4 (1-1)

Oba zespoły jakoś nie straszyły liczbą zmienników ale trzeba stwierdzić, że przynajmniej Budziłowo do tego przyzwyczaiło. Mecz rozkręcał się powoli ale systematycznie. Nabierał tempa i kolorów, akcje stawały się coraz bardziej groźne z jednej i z drugiej strony. Kaczanowo wyszło na prowadzenie po przepięknej, szybkiej akcji z kontry. Najpiękniejsze w niej było to, że zawodnicy wymieniali piłkę na jeden kontakt, cudownie w tempo aż do umieszczenia jej w siatce. Budziłowo zabrało się do pracy…ale szło im niespecjalnie. Wydarzeniem, które miało ogromy wpływ na to co działo się dalej był fakt, że zawodnik Kaczanowa odniósł ciężką kontuzję (zupełnie przez nikogo nie atakowany) i od tego momentu KKS nie miał już zmiennika. Budziłowo stopniowo osiągało przewagę, mimo że początkowo KKS nie kalkulował i grał wysoko na połowie rywali. Kilka minut przed końcem pierwszej połowy Budziłowo jednak wyrównało i zrobiło to po paru klarownych sytuacjach bramkowych. Pierwsza połowa zakończyła się remisem, ze wskazaniem na Budziłowo. W drugiej połowie tempo spotkania nie spadało, Budziłowo podkręcało je wiedząc, że rywale nie mają zmienników. Dopiero jednak około 7 minuty Budziłowo wychodzi na prowadzenie ale długo się nim nie cieszy bo już 120 sekund później Kaczanowo wyrównuje zdobywając bramkę po okresie lekkiej przewagi nad rywalami. Mecz zaczyna przypominać pojedynek słaniającego się boksera z obijającym go rywalem. Budziłowo ostrzeliwuje bramkę KKSu ale nic nie wchodzi. Kaczanowo sporadycznie daje radę się odgryźć. Wreszcie Budziłowo wciska piłkę do bramki….i broni się przed paroma desperackimi atakami rywali goniących wynik. Kaczanowo w końcówce się odsłania, stawia wszystko na jedną kartę i ….traci bramkę. To było całkiem dobre spotkanie, które miałoby jeszcze więcej dramaturgii gdyby siły były wyrównane.

Tornado Raptors Kołaczkowo – Sokolniki 5-5 (3-3)

Dobre mecze są jak porządny thriller. Zaczyna się wszystko trzęsieniem ziemi a później jest już tylko bardziej zaskakująco. W myśl tej zasady Tornado zdobyło gola w 40 sekundzie meczu przy swojej pierwszej sytuacji. Co za wejście smoka! Sokolniki postawione przed koniecznością odrabiania straty biorą się do roboty i w 4 minucie pudłują w stuprocentowej sytuacji. Oglądając to spotkanie nie widziało się wielu sytuacji…przynajmniej początkowo…ale czuć było wagę spotkania w powietrzu.. I nagle z niczego robi się 2-0 dla Tornado po rozegraniu rzutu rożnego, w momencie kiedy Sokolniki naprawdę zdawały się trzymać rękę na pulsie. Potwierdza to fakt, że Sokolniki zdobyły natychmiast gola kontaktowego kiedy dobiły rzut wolny. Tornado po tym zaczęło częściej atakować, częściej utrzymywać się przy piłce i tylko skuteczność pozostawała wiele do życzenia jak w jednej z kontr kiedy trzech zawodników grało na dwóch i minimalnie to przestrzelono. To był też ładny otwarty mecz, piłka po strzale Sokolnik wylądowała na spojeniu bramki Tornada a chwile później to co wisiało w powietrzu zmieniło się w bramkę kiedy Sokolniki przejęły wyprowadzaną przez Raptorsów piłkę i umieściły ją w bramce. Zastanawialiśmy się wtedy czy kiedykolwiek w tym sezonie było tak, że Tornado straciło dwubramkowe prowadzenie? Jak na to zareagują? Nie zareagowali najlepiej bo…w jednej akcji złapali dwa faule a ponieważ dawały one już przedłużony rzut karny…to Sokolniki wyszły na prowadzenie. Ale czy to koniec wydarzeń…nie! Przecież to jest dreszczowiec więc nikogo chyba specjalnie nie zdziwiło kiedy trybuny zareagowały szalonym krzykiem w ostatniej sekundzie pierwszej połowy…gdy zawodnik Raptorsów wyrównał umieszczając z bliska piłkę w siatce!!! To tylko podniosło temperaturę spotkania…dwóch sędziów miało co robić. Napięcie od początku drugiej połowy było duże a oba zespoły nie szczędziły sobie złośliwości. Sokolniki jednak weszły na swoje obroty…szybkość z ich strony była porażająca, piłka wylądowała na poprzeczce i zrobiło się bardzo gorąco dla Tornada. Ale Rptorsi po 6 minutach mają już 4 faule zrobione przez Sokolniki. Sokolniki panują jednak niepodzielnie, Tornado się gubi…ale gubią się tez zawodnicy Sokolnik, tracąc piłkę przy jej wyprowadzaniu na własnej połowie. Tornado jest bezwzględne i wykorzystuje okazję. Robi się 4-3 chwilę później mamy już 5-3. Tornado gra skutecznie i ma ten mecz już drugi raz w garści! Do tego każdy faul od tego momentu będzie kończył się przedłużonym rzutem karnym… Mimo to Sokolniki szaleją konstruując akcje…Tornado wręcz jeździ na tyłkach żeby zablokować strzały. Na 5 minut przed końcem sytuacja jest bardzo nerwowa, dochodzi do zamieszania z czerwoną kartką dla Sokolnik. Tornado dostaje przedłużony karny ale…nie wykorzystuje go. I kiedy Sokolniki grają w trzech w polu zdobywają po błyskawicznej akcji bramkę kontaktową!!! Końcówka jest piorunująca – na 20 sekund przed końcem Sokolniki mają rzut karny! Zamieniają go na bramkę! Po wznowieniu Tornado robi 6 faul!! I w ostatnich sekundach Sokolniki mają przedłużony rzut karny, który broni bramkarz Tornado (zanotował w meczu kilka fenomenalnych obron) !!!! Syrena końcowa nie skończyła sporów. Tornado schodziło do szatni pełne złości zapominając nieco, że mieli wszystkie atuty w rękach i roztrwonili przewagę… A Sokolniki? Cóż chyba niedowierzali, że mimo tego iż dwukrotnie byli w tak beznadziejnej sytuacji to jednak jeszcze mieli szansę to wygrać. Brakło naprawdę niewiele.

Spawacz Nowakowski – TW Kołaczkowo 0-9 (0-5)

Ciężko znaleźć jakieś słowa usprawiedliwienia dla Spawacza po tym meczu. Ich rywale z TW nie prezentowali specjalnie doskonałej postawy a jednak bramki nie stracili…do tego trzeba napisać, że Spawacz zagrał naprawdę bez determinacji. Może Nowakowscy nie punktują w tym sezonie za bardzo…ale generalnie zawsze znajdowaliśmy powody by ich chwalić. Miewali mecze w których z ogromnym zaangażowaniem gonili cały czas wynik, grywali z liderami tabeli sprawiając im kłopoty…a jednak w tym spotkaniu może nie odpuścili… Tylko nie dawali rady zbliżyć się choćby do swojej nominalnej postawy. TW nie ustrzegło się rażących błędów ale świetny mecz zagrał bramkarz Arkadiusz Wojciechowicz i to on zdecydował, że żadnej bramki Kołaczkowo nie straciło.

Niedziela

Meble Podlewski – Spawacz Nowakowski 2-7 (0-1)

Generalnie jest tak, że spadek formy musi przyjść…zwyżka również. Jeśli więc spotkają się z sobą drużyny z których jedna ma zjazd a druga akurat zalicza hossę…to to nie jest dobry przepis na mecz. Meble nie dość, że pojawiły się bez zmienników na meczu to jeszcze kiedy się oni wreszcie pojawili nie prezentowały się nawet w połowie tak dobrze jak często miały w zwyczaju. Podlewscy grali jakby ktoś im odciął tlen…trochę bez wiary. Spawacz natomiast wręcz przeciwnie. Zespół nie grał z jakimś polotem ale naprawdę solidnie prezentował się w defensywie. To wystarczyło na rywali, którzy nie mieli pomysłu na to co robić. Czarę goryczy w Meblach przelał jeszcze fakt niewykorzystania przedłużonego rzutu karnego przed końcem połowy (bramkarz Spawacza sprytnie wyszedł przed bramkę). W drugiej połowie Nowakowscy fajnie odjechali rywalom na 3-0. Meble nawiązały wreszcie jakiś kontakt bramkowy po strzale z czuba…ale ta akcja dała im wiatru w skrzydła na krótko, bo Spawacz wyszedł z kontrą i trafił bramkę. Kolejne gole padały co kilka minut. Meble generalnie były bezradne…choć ich druga bramka była naprawdę przedniej urody. Po niej Podlewscy rzucili się na całego odrabiać straty ale w defensywie tego dnia Spawacz był okrutnie pewny swego…a to pozwoliło im strzelić kolejne dwie bramki w ostatniej minucie. Meble kończyły spotkanie kompletnie rozbite ale wrażenie i tak robiła metamorfoza Spawacza w stosunku do ich wyniku z dnia wcześniejszego.

TW Kołaczkowo – Sokolniki 2-2 (1-1)

Spotkanie starych dobrych znajomych absolutnie nie rozczarowało. Było i klasycznie i porywająco i nerwowo dla obu zespołów. Początek dla TW był jak marzenie Kamil Szczublewski w pierwszej minucie dochodzi dwa razy do strzału i drugi strzał daje jego zespołowi prowadzenie. Sokolniki znajdują się kolejny raz w doskonale sobie znanej sytuacji kiedy muszą odrabiać straty i gonić wynik.. I gonią. Grają jak natchnione ale TW też prezentuje się znośnie. Spokojnie w obronie, pewnie zabezpiecza tyły, w kontrach niebezpieczni (piłka ociera się o słupek). Kołaczkowo jest ostrożne a Sokolniki długo utrzymują się przy piłce, mają więcej z gry, więcej klarownych sytuacji (sam na sam wybrania Wojciechowicz z TW). Oba zespoły prowadzą jednak czystą otwartą grę. W 15 minucie nikt nie sfaulował jeszcze rywala! Końcówka jednak należała do Sokolnik…TW grało w tym okresie bardzo słabo i jedno przedarcie się przy linii autowej pozwoliło Sokolnikom na wyrównanie. W przerwie dało się słyszeć niesamowite narzekanie zawodników Sokolnik na…grę bramkarza TW, który bronił w niewyobrażalnych sytuacjach. W drugiej połowie Sokolniki mają już zdecydowaną przewagę nad zdezorganizowanym i nie potrafiącym opanować sytuacji na boisku TW. I Sokolniki wychodzą na prowadzenie kiedy Kołaczkowo stanęło. Mecz od tego momentu zrobił się na kilka minut bardzo otwarty, pełen naprzemiennych akcji…ale TW znów się pogubiło, było mało skuteczne i na 10 minut przed końcem spotkania honor swojego zespołu nieustannie ratował bramkarz TW Wojciechowicz rozgrywający fenomenalne spotkanie. Grał jak w transie i bronił już wszystko do końca meczu, naprawiał wszystkie błędy swoich kolegów i w jakiś niewytłumaczalny sposób powstrzymywał piłkę przed tym by wpadła do jego bramki (dwa razy piłka zatrzymała się na słupku!). Zawodnicy Sokolnik byli tym wszystkim zrozpaczeni…te bramki naprawdę mogły padać hurtowo. Ale, że niewykorzystane sytuacje się mszczą…Kamil Szczublewski wykonał desperacką akcję marzenie i z niemal zerowego konta wpakował piłkę do bramki potężnym strzałem. Jak to weszło? nie wiedział chyba nawet bramkarz Sokolnik. w końcówce TW ma jednak jeszcze jedną doskonałą szansę, Sokolniki mają ich parę. Jest nerwowo ale żaden gol już nie pada.

Obłe Mareczki – Tornado Raptors Kołaczkowo 7-10 (4-5)

W pewnym, bardzo abstrakcyjnym sensie Tornado ten mecz przegrało. Oczywiście nieco przesadzamy…ale sami posłuchajcie… Po 8 minutach było 4-0 dla Tornado. Deklasacja całkowita i człowiek się zastanawiał co się dzieje z Mareczkami. Nie było w nich ani woli walki ani nawet cienia tej zadziorności jaką potrafili prezentować… Po czym pojawili się zawodnicy, którzy spóźnili się na mecz. I zaczęło się dziać! Po pierwsze w bramce pojawił się nominalny golkiper a nie jakaś firana. Nagle bramkarz postawił przed Raptorsami mur nie do przejścia! W trzy minuty MRECZKI ODRABIAJĄ 3 BRAMKI. Tornado rewanżuje się jednym golem (na kilka świetnych sytuacji). Na 4 minuty przed końcem połowy Obłe strzelają 4 bramkę (od momentu pojawienia się rezerwowych Mareczki strzeliły 4 bramki Tornado 1). Tornado zaczęło grać słabo, chaotycznie i bez pomysłu. Ale początek drugiej połowy Tornado zaczyna od szybkiej bramki! Obłe nie odpuszczają i gonią choć Tornado spokojnie zdobywa 7 gola….no i się zaczęło. To był jakiś amok Mareczków…zdobywają w drugiej połowie trzy gole…Raptorsi też nie próżnują…cos tam wpada ale dopiero jak rywale opadają z sił…Co więcej Tornado traci w tym meczy ciągle koncentrację pozostając myślami przy sytuacjach, które były nie po ich myśli. Finalnie Tornado obroniło przewagę z początku spotkania…ale gdyby Obłe od początku zagrały w pełnym składzie, na słabo tego dnia prezentujących się Raptorsów mogłoby to wystarczyć. Silniejszy rywal miałby tego dnia pole do popisu. Tornado ma wyraźnie problemy z motywacją na słabszych rywali.

Budziłowo – Fundamenty 3-4 (1-3)

Kolejne świetne spotkanie w niedzielę było pojedynkiem Budziłowa z Fundamentami…i był to przedni pojedynek w którym było wszystko co najlepsze w futbolu! Oba zespoły grały ładnie, robiły piękne akcje, przy okazji często krzycząc, przesadnie gestykulując i domagając się nieustannie od sędziego przykładnego karania rywali…ale tak już w obu ekipach jest. Mimo, że grają tam niesamowici twardziele to jednak żadnemu z nich nie przeszkadza dramatyczne wymachiwanie rękoma jeśli rywal tylko złapie ich za koszulkę. Świetne sytuacje się zdarzały dla obu zespołów ale dopiero w 13 minucie Fundamenty wyszły na prowadzenie i..poprawiły w niecałą minutę później kiedy rykoszet zmylił bramkarza Budziłowa. Budziłowo się pogubiło, nie mogło sforsować obrony rywali, nie dawało rady się przedrzeć. Choć próbowało coraz bardziej skutecznie…ale Fundamenty robiły wszystko, nawet faulowały na czerwień. Zawodnik Fundamentów wyleciał z boiska…po rzucie wolnym Budziłowo strzeliło gola kontaktowego…W końcówce Fundamenty zdołały jednak skutecznie wyprowadzić kontrę! Druga połowa była chyba jeszcze ciekawsza. Budziłowo dwoiło się i troiło by coś strzelić. Przeważało, było częściej przy piłce, zagrażało, budowało długo atak pozycyjny…a Fundamenty blokowały, zniechęcały, urywały czas, kontrowały. Budziłowo po długo budowanej akcji zdobywają gola…Fundamenty odpowiadają niemal natychmiast swoim trafieniem!…i znów Budziłowo mozolnie konstruuje akcję, szuka dziury na strzał…który ląduje na poprzeczce! Fundamenty w odpowiedzi suną z kontrą…Budziłowo na to strzela w słupek!!! Do tego świetnie gra bramkarz Fundamentów…robi się naprawdę wielkie widowisko… Budziłowo wreszcie zdołało nadziać rywali na kontrę, strzela bramkę i… I nic się nie zmienia przez ostatnie 5 minut. Fundamenty są pracowite i pewne w obronie a Budziłowo mimo, że konstruuję piękne akcje…to jednak już gola nie zdobywa.

KKS Kaczanowo – United Pyzdry 13-3 (3-1)

Z ogromną przewagą w liczbie sytuacji Kaczanowo grało z Pyzdrami. Piłka po ich strzałach kilka razy ocierała się lub lądowała na słupku, do tego niesamowicie znów napracowała się bramkarz Pyzdr…mimo to piłka i tak wpadła mu trzy razy do bramki w pierwszej połowie. Pyzdry były niesamowicie zmęczone i poobijane po meczu granym dzień wcześniej. Ale ponad wszystko były też ambitne. Starczyło tego na ważnego gola pod koniec pierwszej połowy. Druga część gry była już niepodzielną dominacją Kaczanowa. Sama ambicja United już nie uchroniła przed utratą kolejnych goli. Brakło przede wszystkim sił i zmienników. Pyzdrzanie walczyli z drobnymi urazami mięśniowymi…ale białej flagi nie wywiesili.

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości