Dzisiejsze derbowe spotkanie było niesamowitym widowiskiem...i każdy nieobecny może tylko żałować, że nie widział tego spektaklu...bo wszystko było jakby wyreżyserowane...ale był to też spektakl, który niestety nie mógł się skończyć happy endem dla obu drużyn.
Zaczęło się od potężnego trzęsienia ziemi- trzech szybkich i zabójczych bramek dla For Linku. Wszystkie te gole były wynikiem nieziemskiej wręcz skuteczności. For Link w pierwszej połowie do sytuacji strzeleckich dochodził rzadko- ale za to każda taka akcja kończyła się bramką- przynajmniej w pierwszych minutach. To co do 10 minuty zrobił FL było brutalne, to było jak knock-down po którym przeciwnik nie powinien się podnieść...przynajmniej nie miał prawa. TW w tym czasie goniło wynik, próbowało, szarpało, nadziewało się na kontry i...traciło bramki. Pewnie wszystko wyglądałoby nieco inaczej gdyby nie Norbert Kamrowski z For Link, który w całym spotkaniu dokonywał cudów na linii bramkowej- czym zdecydowanie zasłużył sobie na miano zawodnika meczu (w drugiej połowie przy stanie remisowym miał chyba coś co można nazwać obroną życia?- piłka na wysokości metra już miała przekroczyć linię bramkową a bramkarz FL jakimś cudem jej na to nie pozwolił...cudem, bo fizycznie nie miał na to chyba szans). Wydawało się, że zdobywając wreszcie (przepiękną) bramkę kontaktową TW zacznie przeć do remisu- ale nic bardziej mylnego- For Link znów dołożył trafienie, znów nadział rywala jak na rożen kończąc błyskawiczną akcję bramką.
Druga połowa początkowo była siłowaniem się obu zespołów- ale z minuty na minutę For Link słabł fizycznie- murowanie bramki przy konsekwentnym jej ostrzeliwaniu przez TW było szalenie męczące...co chwilę obrońcom FL brakowało centymetra czy dwóch do tego by zablokować kolejny strzał, kolejne podanie, kolejną akcję rywali… TW zwietrzyło krew i z mozołem, konsekwencją i lekkim szczęściem (po kolejnych kontrach FL już nie padały bramki) parło do przodu. Kolejne trafienia odbierały For Linkowi dech. Przy stanie remisowym jeden z kluczowych dla FL zawodników tego dnia nabawił się paskudnej kontuzji- co chyba wszystkich nieco podłamało...bo krótko po tym zdarzeniu TW wyszło pierwszy raz na prowadzenie i tak już zostało do końca- choć FL rzucił się do desperackich ataków- ale w dwóch dogodnych sytuacjach brakło nieco precyzji.
To było mocne starcie...szybka, mocna ale nie brutalna walka, akcje pełne prostoty ale nie toporne, trzęsienie ziemi na dzień dobry i wymykające się zwycięstwo na koniec.. Obie drużyny z Kołaczkowa stworzyły przepiękne widowisko.
For Link Kołaczkowo- TW Kołaczkowo 4-5 (4-1)