Jaki był sezon 2019/20...- PODSUMOWANIE

Jaki był sezon 2019/20...- PODSUMOWANIE

Za nami najbardziej karkołomny sezon ligowy jaki przyszło nam wszystkim pamiętać. Przyjmując, że te rozgrywki trwają od ładnych paru lat (na hali od 2005 roku) to tak ekstremalnie nie było. Najpierw awaria oświetlenia nie pozwoliła na dogranie dwóch kolejek jeszcze w grudniu 2019, a finalnie obostrzenia pandemiczne nie pozwoliły dokończyć sezonu (zabrakło właśnie dwóch serii spotkań). Gdy jeszcze spojrzy się na to jak zakończyła się ostatnia kolejka ligowa, jakim spektakularnym trzęsieniem ziemi w wykonaniu Budziłowa...to mamy już prawie cały obraz tego w jak ciekawym sezonie przyszło nam grać. No ale właśnie od tego jest ten tekst- by z długiej perspektywy czasu spojrzeć na wszystkie wydarzenia.

Jedziemy.

Miejsce 9 – Manhattan Team ( 15 porażek, 154 stracone bramki, 20 bramek strzelonych)

To nigdy nie będzie sezon dobrych wspomnień dla zawodników ostatniej ligowej ekipy. I nie ma znaczenia, że zawsze w relacjach meczowych było ich za co pochwalić. Choćby za nieustanną konsekwencję w działaniu. W tym, że pojawili się na każdym spotkaniu, że nie opuszczali gardy...mimo, że dostawali najczęściej potężne bęcki. Nie da się ukryć, że brakuje tam lidera, który ułożyłby taktykę. Lidera, który miałby cierpliwość do straconych kilku punktów ale w perspektywie widziałby światełko w tunelu. Manhattan był często jak pospolite ruszenie. Jak fala uderzeniowa, która zmiata wszystko na początku...a później cisza, spokój, brak pomysłu. Team rzucał się na rywali jak fajter na wiejskiej dyskotece, młócił zaciśniętymi pięściami jak cepami biorąc szerokie zamachy i zmuszając rywala do tego by się zasłaniał czym popadło. Nie raz nie dwa ten rywal odebrał cios po którym klękał przymulony...ale finał zawsze był ten sam… Wiejski wojownik prędzej czy później opadał z sił, furia się wyczerpywała, a rywal zza gardy punktował, trafiał i poczynał sobie coraz śmielej. Przecież skądś się brało to, że niezwykle często Team otwierał wyniki spotkań.

Łatwo sobie wyobrazić, że w większym zestawieniu zespołów, które równie chaotycznie prezentują się na boisku- Manhattan byłby rekinem zdolnym wybić wszystkim pomysł o komplecie punktów. Ale niestety dla Teamu- lepiej zorganizowany taktycznie był każdy i tylko to często wystarczyło. Sama ambicja i jazda na tyłku to dla Teamu mało.

Drugi sezon z rzędu zamykają tabelę..plusem jest fakt, że stracili o wiele mniej bramek niż poprzednio.

Manhattan już od kilku lat gości w rozgrywkach na terenie gminy Kołaczkowo. Niestety na razie na sukcesy ta drużyna musi jeszcze zapracować. Ambicji i woli walki na początku meczu na pewno im nie brakuje, im dalej w las tym niestety jest gorzej. By osiągnąć lepsze rezultaty czas pomyśleć o bardziej szerokiej kadrze i wzmocnieniach,no chyba, że rola „chłopców do bicia tej drużynie odpowiada.

Miejsce 8 – LZS Zieliniec (4 zwycięstwa, 10 porażek, 109 goli straconych i 72 gole zdobyte)

Pytanie dlaczego Zieliniec tak słabo wypadł już od początku rozgrywek będzie chyba na okrągło nurtowało. Ale chyba czasami tak jest- jak w przepisie na ciasto: składniki wymieszane według przepisu, dobrane z aptekarską precyzją...a jednak no wychodzi zakalec na który nie da się patrzeć. Zieliniec miał na liście zawodników wszystko co potrzebne by wytargać po parkiecie kilka zespołów- nawet będących faworytami rozgrywek. Nazwiska zawodników, ich doświadczenie ligowe, boiskowe, umiejętności indywidualne, cechy wolicjonalne czy znajomość dzięki wspólnej grze w piłkę, zapowiadały fajne efekty. I nic z tego...wielki klops. Wszystko było jak bez ładu i składu. Jeszcze tam na początku każdego meczu LZS imponował tym parciem w rywala...ale z minuty na minutę to wszystko słabło, było serwowane bez pomysł. Zawodnicy grali bez chemii między sobą, bez wspólnego celu, bez zbiorowej ambicji. Jak dwóm się chciało- to kilku innym już nie bardzo...a finał często był taki, że jedynym na boisku, który miał jakąś chęć walki w 35 minucie spotkania był bramkarz, który już nie chciał wyciągać piłki z bramki. I tak z spotkania na spotkanie. Brakowało jakiegoś sukcesu, jakiegoś zwycięstwa na przełamanie, wspólnej wizji czy jasnego przywództwa.

Na plus Zielińcowi należy zdecydowanie przypisać pierwszy kwadrans w większości spotkań. Cholera- robili to niemal za każdym razem. Stawiali swoje warunki, atakowali precyzyjnie, błyskawicznie i skutecznie. Niejeden zespół, który po meczu schodził z nimi zwycięski w pierwszych minutach gubił się jak dziecko we mgle. Pewnie gdyby spotkania trwały tylko jeden kwadrans to sukces mieliby murowany. Aż szkoda, że nie możemy tego skonfrontować z wynikami osiągniętymi w Pucharze Boryny- tam mecze były bardzo krótkie ale Zieliniec nie wystartował.

Największe chyba sportowe rozczarowanie sezonu, kilka naprawdę uznanych nazwisk w kadrze, ale wyniki fatalne. Tak jak Manhattan początki meczu obiecujące potem coraz gorzej. Wydaje się, że ci zawodnicy są już tak sfrustrowani i źli na siebie, że już więcej ze sobą nie zagrają, po czym zaczyna się kolejny sezon i Zieliniec gra dalej, jak będzie tym razem? Czy epidemia koronawirusa sprawi, że Zieliniec po raz kolejny spróbuje nawiązać do świetnych występów sprzed lat czy zawodnicy znajdą sobie inne hobby niż niedzielne granie w piłkę?”

Miejsce 7 – Blue Wariatos (11 porażek, 4 zwycięstwa, 146 bramek straconych i 58 strzelonych)

Właściwie ocena chłopaków powinna przyjść nam najłatwiej. Powinniśmy napisać, że zapłacili za wpisowe, że poznawali salę i warunki, że beniaminek, że pierwszy sezon i tym podobne oczywiste oczywistości. Jednak ponieważ mieliśmy w tym roku również inny zespół, który na hali debiutował i poszło mu doskonale...to przyznacie, że takie typowe postawienie sprawy sytuacji nie wyjaśnia.

To oczywiste, że Wariaci szukali długo swojego miejsca na nowej hali. Poznawali ją a jeszcze na początek los zaserwował im najtrudniejszych rywali. Pierwsze cztery spotkania były dla nich jak ciosy kilkukilogramowym młotkiem w głowę...po kilkanaście goli straconych. Jak jesteś nowy, młody i liczysz na wynik, to może się odechcieć. Ale później przyszły naprawdę ciekawe rezultaty. Niebiescy okrzepli...jak przegrywali, to niewielką ilością bramek...punktowali z sąsiadami w tabeli, wygrali nawet z Spółką, która w pierwszym meczu ich rozniosła w pył. Byli na fali wznoszącej...odrabiali lekcje, uczyli się, wyciągali wnioski i mozolnie parli do przodu. Pokonali Oldboya...i niewiele może brakło ku temu by przeskoczyli go w tabeli.. Makabrycznie słabo zaczęli, odstawali od czołówki rozgrywek...ale też wyraźnie robili postępy i kroczek po kroczku poczynali sobie coraz odważniej. Zresztą jakiś swoisty typowy rodzaj odwagi towarzyszył im od początku. Fantazja kazała im się rzucać na aortę każdego rywala...często przyniosło to opłakany skutek w postaci brutalnego wypunktowania...ale parę razy pozwoliło otrzeć się o sukces, zostawić dobre wrażenie i napsuć krwi przeciwnikowi.

Wariaci są szaleni, perspektywiczni, nieokrzesani, momentami chaotyczni, ambitni, nie zrażają się przeciwnościami i jeśli zostaną w tej lidze to niespodziewane skopanie komuś przez nic tyłka może zdarzać się coraz częściej...

Beniaminek ligi bardzo dobrze zapisał się w pierwszym sezonie rozgrywek. Sympatyczna drużyna nieco zwariowana, nieokrzesana, ale widać było z meczu na mecz progres w grze. Miejmy nadzieję, że drużyna na stałe zagości w rozgrywkach piłkarskich w Kołaczkowie bo nadaje tym rozgrywkom powiew świeżości

Miejsce 6 – Oldboys (4 zwycięstwa, 9 porażek i 1 remis, 84 bramki stracone i 48 strzelonych)

okolice środka tabeli to od kilku sezonów miejsce które okupuje drużyna Oldboya. Po mistrzostwie parę lat temu zostały wspomnienia...ale też i pewne oczekiwania, które czy to przy prognozowaniu przed początkiem sezonu czy przy podsumowaniu na jego zakończenie zawsze się dało wyartykułować. Mianowicie, że po Oldboys oczekuje się więcej, że mogli zagrać lepiej, że tu sił nie starczyło a tam był pech. No dobrze- ale może nie ma się co czepiać? Może to już jest miejsce Oldboya? Może ten zespół jest jak papierek lakmusowy tej ligi? Oldboy ma zawsze ciekawy skład, tyle że ten skład nie zawsze pojawia się na parkiecie. Żelazna ekipa nie daje rady już fizycznie całe spotkanie zagrać na równym poziomie więc kiedy na parkiecie pojawia się jakieś młodsze „wspomożenie” efekty są powalające. Przykład: Oldboy wyłączył z walki o mistrzostwo Sokolniki. Wybił im mistrzostwo z głowy, zaskoczył i rozłożył na łopatki. To był jeden z najlepszych meczów w sezonie. Ale w tamtym meczu nestorzy mieli potężny skład...w rewanżach już tak się nie zaprezentowali...i nie meli szans na powtórkę wyniku. To właśnie skład (który udzieliłby wsparcia podstawowym zawodnikom) był i będzie pietą achillesową tego zespołu. Zespołu, który nie oszukujmy się- mógłby rozstawiać po kontach każdego w tej lidze (co też nie gwarantowało by im mistrzostwa z roku na rok) bo ma poza zmiennikami wszystko co potrzebne: dyscyplinę taktyczną, dwóch świetnych bramkarzy, zawodników do reagowania na każdą sytuację na boisku...o ile to nie jest sytuacja w ostatnich 10 minutach spotkania. Dlaczego mało kto Oldboyowi potrafił coś strzelić w pierwszej połowie meczu, dlaczego kilka zespołów męczyło się do ostatnich minut by wydrzeć zwycięstwo...no właśnie- wydrzeć, wyszarpać, wyrwać...bo inaczej się nie dało.

Oldboys – mistrz Ligi halowej sprzed paru lat od kilku sezonów, już nie imponuje. Prawda jest taka, że bez wzmocnień w postaci kilku młodych ogranych zawodników staremu trzonowi kadry wygrywa się coraz ciężej nawet z przeciwnikami, których niedawno zmietli by w pył. Ci młodzi pojawiają się jednak bardzo rzadko, ale jak już są to Oldboys potrafili wygrać nawet ze Sokolnikami.

Miejsce 5 – Spółka Bieganowo (8 porażek, 6 zwycięstw, 57 bramek straconych, 65 zdobytych)

Ależ tu się działo, w tej ekipie, w tym sezonie. To wszystko miało nie tak wyglądać- bo od dłuższego czasu szło w naprawdę dobrym kierunku. Szczęście w przeszłości sprzyjało- to fakt niezaprzeczalny. Ale szczęście sprzyja lepszym. Najpierw rok temu zaskakujące najniższe miejsce na podium, chwilę później zwycięstwo w Borynie, sezon letni wręcz powtórka zaskoczenia i wicemistrzostwo na orliku...a teraz tylko połowa tabeli. No dobra- moglibyśmy narzekać, psioczyć, krytykować i tym podobne. Ale przekornie napiszemy- nie było źle, Spółka nie roztrwoniła potencjału...ona nie miała sposobu go wykorzystać – taką stawiamy tezę. Działo się oj działo podczas spotkań Bieganowa. Na to nie patrzyło się obojętnie. To było jak budzenie się potwora- tam u zawodników były takie emocje, taka ich ekspresja taki gejzer adrenaliny, takie falowanie sprzecznych uczuć, że ciężko to opisać. Mieszanka osobowa jaka jest w Spółce nie pozwala na spokojne kontemplowanie przez ten zespół rzeczywistości...tam musi być jak oni chcą- i piszemy to w dobrym znaczeniu tego wyrażenia. Nikt nie godzi się na porażkę. Budzi się w reakcji na nią cwaniactwo, werbalna agresja...ale do jasnej cholery to ma swój urok.

Spółkę targały problemy personalne: zdrowotne i organizacyjne. To właśnie odbiło się na wyniku zespołu. Zdarzyły się jakieś zaskakujące porażki, które nie mały prawa się wydarzyć, czasami w końcówkach spotkań brakowało kogoś na zmianę. Były też jakieś tarcia na tle ambicjonalnym. Buzuje, buzowało i pewnie będzie buzować tam jeszcze bardzo długo. Szczytem tego wszystkiego był oddany mecz walkowerem. Ale jakby druga strona medalu są niesamowicie energetyczne spotkania, które Bieganowu się trafiły- i tu trzeba wspomnieć o obu meczach w TW, w których brakło tak niewiele do kompletu punktów.

Spółka jest zespołem w którym musi się układać mecz po meczu, kłopoty nie mogą ciągnąc się zbyt długo bo spada jakby na nie odporność...a niestety ten sezon był ogromnie kłopotliwy.

Tylko piąte miejsce w tabeli- ale za to ile wniesionych emocji. Tradycyjnie napiszemy na koniec- przed Spółką Bieganowo jest świetlista przyszłość…

Po kilku ostatnich bardzo dobrych wynikach ten sezon w wykonaniu Spółki nieco rozczarowujący. Trzeba jednak przyznać, że kilka meczów Spółka przegrała pechowo i nieznacznie. Zabrakło niewiele nieco szczęścia, stabilizacji kadrowej i jeszcze doświadczenia. Jeśli te elementy zawodnicy Spółki poprawią to na pewno wrócą na podium rozgrywek

Miejsce 4 – LZS Sokolniki ( 4 porażki, 10 zwycięstw, 44 bramki stracone, 111 zdobytych)

Jak ciężko nam podsumować drużynę z Sokolnik. Nie chcemy pisać frazesów, nie chcemy też wyrazić krzywdzących nietrafnych opinii. Najłatwiej byłoby powiedzieć, że zepsuli ten sezon, że im nie wyszedł, że to, że tamto… Ale czy to do końca trafne spostrzeżenia? Czy tylko tak można podsumować ich grę? Po wielu latach dominacji w ligowych rozgrywkach przyszedł czas zakończenia serii. To naturalne prawo. Rywale już tyle razy dostali łupnia, że znaleźli sposoby by się postawić. To był sezon kiedy właśnie LZS trafiał na takie problemy- jak wygrywali to mało przekonująco, albo zaskakująco dużo bramek było straconych...wszystko szło jakby po grudzie. Czasami brakowało ludzi na ławce, czasami formy a czasami tego głodu w oczach. Zresztą działy się rzeczy, które LZS mogły uspokajać- były zwycięstwa, było reagowanie na porażkę odbiciem się...punkty na konto wpadały, podium było w zasięgu, realizacja planu szła- może nie doskonale..ale szła. Ostatnia rozegrana kolejka, ostatni rozegrany mecz był jak cały sezon. W pojedynku z liderem Sokolniki były jak głodna żądna krwi bestia...prowadzili, mieli wszystko na tacy, rywal miotał się w niemocy...ale wszystko poszło nie tak. I to, że mogło pójść nie tak jest właśnie takim obrazem całego sezonu...wszystko naprawdę wszystko wskazywało, że będzie jak zawsze...a skończyło się jak nigdy. Sokolniki poza podium. I koniec roztrząsania: jak, dlaczego, czemu, a może itp. My się pytamy co dalej?

Gdyby ktoś powiedział, że Sokolniki będą na koniec sezonu poza podium, to pewnie uznano by go za szaleńca. LZS zawsze połykał tą ligę, ten sezon jednak był inny. Sokolniki nawet jak wygrywały to tak bez przekonania. Zdarzyło się kilka wpadek m.in. z Oldboys jednak zawsze Sokolniki kręciły się koło podium. Podsumowaniem całego sezonu w wykonaniu Sokolnik było ostatnia minuta meczu z Budziłowem. Sokolniki przy remisie 3 : 3 miały rzut karny, wystarczyło go strzelić nie stracić gola i włączyć się o walkę o mistrzostwo. Sokoliniki jednak nie strzeliły tego karnego, ba nawet straciły bramkę i wypadły poza podium....”

Miejsce 3 – Targowa Górka (2 porażki, 11 zwycięstw, 1 remis, 46 bramek straconych, 137 zdobytych)

Jednym zdaniem? Świetnie jak na beniaminka. Może to byłby ich mistrzowski sezon..niestety to tylko gdybanie. Tylko, że to gdybanie nie jest pozbawione podstaw. Przeanalizujmy na chwile wszystko: wchodzą na nowa salę, przegrywają dwa spotkania w pierwszej rundzie z zespołami które na tym parkiecie są otrzaskane od lat, w rewanżu pokazują, że wyciągają wnioski- pokonują Sokolniki, pokonują wszystkich po drodze...i ostatnie dwie kolejki przeznaczone są na mecze z TW i Budziłowem. Targowa nie była w tych meczach skazana na porażkę.

Szybko okazali się czarnym koniem rozgrywek. Zwycięstwa nie przynosiły wątpliwości...to nie były punkty wyszarpane w ostatnich sekundach. To były zawsze bezpieczne wyniki – często kilkubramkowe. Okazało się, że mamy pretendenta do tytułu Króla Strzelców a bramkarz na swojej pozycji to również niezły fachowiec. Targowa Górka przewietrzyła tą ligę...przeszła przez nią jak przeciąg jak ekspres...może nawet osłabiła jej niedostatki. Styl gry Targowej nie porywał, to nie były z pietyzmem konstruowane akcje...ale w prostocie i może czasami nawet toporności całej gry tkwiła potężna siła tego zespołu. Zawsze nam nasuwała się taka myśl, że ten zespół nie pasuje jakby do hali...że to team stworzony na trawę, na orlika. Ciekawe czy będzie okazja przekonać się jak bardzo się sprawdziłoby to przekonanie.

Zakończymy to podsumowanie sezonu dla Targowej Górki stwierdzeniem, że mają prawo czuć wielki niedosyt.

Beniaminek po nieco słabszym początku, potem kroczył od zwycięstwa do zwycięstwa. I kto wie, czy ten zwycięski marsz nie zakończył by się mistrzostwem gdyby nie koronawirus. Skończyło się na trzecim miejscu, koronie króla strzelców dla Bartosza Borońca i tytule najlepszego bramkarza dla Waldemara Wiśniewskiego. Całkiem nieźle jak na początek i zarazem mały niedosyt, który będzie można zaspokoić w przyszłym sezonie.

Miejsce 2 – TW Kołaczkowo (2 porażki, 12 zwycięstw, 37 goli straconych, 94 gole zdobyte)

Blisko Kołaczkowo było obrony tytułu mistrzowskiego. Bardzo blisko. Właściwie sekundy mogłyby pozwolić na to by TW tytuł obroniło (gdyby nie fantastyczna wygrana Budziłowa z Sokolnikami mistrzem byłoby TW). Drugi raz w swojej historii Kołaczkowo kończy sezon mając dokładnie tyle samo punktów co mistrz...mając jednak z tym mistrzem gorszy bilans spotkań bezpośrednich – swoisty to, straszny pech. Kołaczkowo miało w tym sezonie mnóstwo- absolutnie mnóstwo emocjonujących spotkań, które generalnie przechylało na swoją korzyść...czasami z przebiegu spotkania może i na to nie zasługiwali, razili często nieporadnością przez większą część meczu...a później w końcówce nagle, nie wiadomo skąd przychodziły efekty tej czasami upiornej konsekwencji z jaką potrafili grać i w efekcie wygrywać. Stabilizacja formy była widoczna, choć przecież TW nie mogło nie walczyć z kryzysami- a to kontuzja na większą cześć sezonu wyłączyła zeszłorocznego króla strzelców, a to najlepszy młodzieżowiec zeszłego sezonu długo szukał tamtej formy albo bramkarz złapał paskudną kontuzję na finiszu rozgrywek w efekcie zawodnik z pola i filar gry wszedł na kluczowe spotkania na bramkę...no były problemy ale Kołaczkowo sobie z nimi radziło i punkty wpadały na konto. TW nie umiało sobie poradzić tylko z Budziłowem- przegrywając z nimi dwukrotnie i w efekcie tracąc szansę na obronę tytułu. Zresztą Budziłowo (jak i wcześniej Sokolniki) ma na Kołaczkowo jakiś patent ostatnio. Kolejny raz TW potrafiło grać w miarę stabilnie – co znów przyniosło efekt w postaci najlepszej defensywy w lidze.

Być może ten sezon nie zostanie zapamiętany w TW jako najlepszy- ale było w nim wiele ważnych dla tego zespołu zwycięstw...i tylko szkoda, że nie można było wszystkiego konfrontować do samego końca.

Mistrz ubiegłego sezonu tym razem na drugim miejscu, choć do obrony tytułu zabrakło bardzo niewiele. TW miało tyle samo punktów co Budziłowo, ale przegrali dwukrotnie z tym rywalem. Nie wiadomo co by się stało, gdyby do końca sezonu w bramce TW stał Arkadiusz Wojciechowicz i maszynka do robienia punktów TW działała by bez zarzutu. Drugi fakt, że TW pozbyło się w „okienku transferowym” drugiego bramkarza Marcina Czechowskiego nie dając mu praktycznie szansy by się sprawdził. Czechowski miał nieraz broniąc w bramce Manhattan „dzień konia” wiele świetnych interwencji, więc patrząc z perspektywy czasu może warto było dać mu szansę gry w TW?

Miejsce 1 – Budziłowo (2 porażki, 12 zwycięstw, 44 bramki stracone, 116 bramek zdobytych)

A więc jednak...od kilku sezonów mozolnie kroczące w górę Budziłowo zdobyło tytuł mistrzowski. Nie ma wątpliwości, że zasłużyli – a przynajmniej my takiej wątpliwości nie mamy. I nie mają tu znaczenia żadne dywagacje, że sezon drastycznie skrócony, że gdyby… Dlaczego? Ponieważ są ku temu dwa bardzo ważne powody: po pierwsze Budziłowo grało równo, przewidywanie i stabilnie. Te porażki, które się przytrafiły, można nazwać wypadkami przy pracy. Drugi powód jest taki: to najpiękniejsze, najbardziej romantyczne mistrzostwo jakie zostało w tej lidze zdobyte, w jakich okolicznościach zostało zdobyte. Przypomnijmy- przedostatnie spotkanie w kolejce a jak się okazuje również w sezonie, Budziłowo gra dramatyczne spotkanie z Sokolnikami...z którymi przez całe lata ponosiło bolesne porażki (było kiedyś chyba nawet z 30-0?- może przesadzamy). Przegrywa niemal całe spotkanie by dwie minuty prze końcem wyrównać a w ostatniej minucie zarobić czerwoną kartkę, rzut karny przeciwko sobie, obronić ten rzut karny i grając w mniejszości strzelić zwycięską (dającą mistrzostwo) bramkę na sekundy przed końcem meczu...cholera- jeśli za to nie należy się tytuł mistrza to za co?

Budziłowo miało pomysł na grę, miało wykonawców do tego pomysłu, dokonało zmian (kolejnych) w składzie, poprawiło parę elementów i miało ogromną moc i wiarę w siebie. Do pewnych i stałych elementów w stylu: „K. Graczyk zorganizuję grę”, doszło cwaniactwo Sieczkarka, świetna postawa w bramce Piotrowskiego i szalony pomysł z Mazurkiewiczem w ataku- kto by pomyślał by najlepszego bramkarza poprzedniego sezonu dawać do napadu (!?) by swoim ogromnym serduchem i wolą walki mieszał w szykach obronnych rywali...no i to wypaliło. A w sumie nie miało prawa wypalić – mówili niektórzy po starcie sezonu. Na Graczyka miał się znaleźć patent, Sieka miał nie wytrzymać presji i znów się skłócić z całym zespołem, a Mazur nie miał prawa siać zagrożenia pod bramką rywali.

Budziłowo Mistrzem 2019/20 !!! tylko oklaski dla tych państwa!

Budziłowo rok temu przegrało podium w ostatniej kolejce, a teraz zdobyło mistrzostwo. Jak to się stało? Co sprawiło, że Budziłowo zrobiło taki spory skok do przodu? Z pewnością transfery. Od kilku lat do trzonu zespołu dochodziły nowe twarze, nie zawsze jednak odbywało się to z dobrym skutkiem. Tym razem jednak transfery wypaliły. Bardzo dobra postawa bramkarza Huberta Piotrowskiego oraz zawsze bramkostrzelny Łukasz Sieczkarek, który w tym sezonie dał się poznać także jako autor sporej liczby asyst plus dobra forma pozostałych zawodników sprawiły, że Budziłowo stało się niespodziewanym mistrzem. Okoliczności ostatniego meczu z Sokolnikami to kwintesencja ogromnego szczęścia Budziłowa, ale jak to mówią „szczęście sprzyja lepszym” więc gratulacje dla Budziłowa za pierwszy tytuł mistrzowski i nagrodę dla Jakuba Graczyka dla najlepszego zawodnika sezonu.”

Powiązana galeria:
zamknij reklamę

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości