Puchar Boryny - relacja.

Puchar Boryny - relacja.

Grupa A

Tiger Team

Dream Team Września

Blue Wariatos

Rolmus Gutowo Małe

8.00

Tiger Team

Dream Team Września

7-1 (2-0)

Tegoroczną edycję Pucharu rozgrywaliśmy po zmianie czasu na letni. Przesunięcie godziny w nocy i krótszy sen – wyraźnie było widać, że chłopakom z Dream Teamu to nie posłużyło. Byli w pierwszej połowie mocno zaspani, spóźnieni i rozkręcali się jakby powoli. Tiger Team pokazał się z rewelacyjnej strony – zespół „zlepiony” z chłopaków, którzy grali w lidze i którym sala w Kołaczkowie jest zupełnie obca był jak maszyna: perfekcyjny i chłodny w skuteczności.

8.25

Blue Wariatos

Rolmus Gutowo Małe

3-1 (1-0)

W tym spotkaniu była taka cudowna sytuacja dla Rolmusa – zawodnik tego zespołu minął bramkarza, miał pustą bramkę i chciał strzelić ładnie „krzyżakiem”…ale spudłował. Poszła kontra i Wariatos wyszli na prowadzenie. W pierwszej części oba zespoły grały wyrównanie, z respektem dla siebie. Ale w drugiej połowie Niebiescy już mocno nadusili. Wykorzystali znajomość sali i pozwalali sobie na odważne ataki.

8.50

Tiger Team

Blue Wariatos

3-2 (1-2)

Tiger był optycznie lepszy w pierwszej połowie. Naprawdę ładnie to wyglądało. Wariatos zabrali się jednak cholernie ambitnie do odrabiania strat i wręcz wepchnęli rywali z piłką do bramki. W drugiej połowie jednak Niebiescy nie wytrzymali potężnego naporu swoich rywali i stracili dwie bramki nie strzelając żadnej. Team dał naprawdę ładny popis wywierania nieustannej presji na przeciwnikach.

9.15

Dream Team Września

Rolmus Gutowo Małe

3-2 (3-2)

W początkowej fazie mieczu Rozmus popełniał fatalne błędy. Dwa z nich skończyły się utratą bramki – ale wymiar kary mógł być znacznie wyższy. Dream Team miał właściwie przyzwolenie od przeciwników by mógł robić co chce na boisku. Z czasem jednak coś w Teamie się zadziało i spokój z jakim rozgrywał piłkę gdzieś uleciał. Rolmus wykorzystał to perfekcyjnie i z stanu 0-2 wyciągnął na remis. Ostatnie słowo należało jednak do chłopaków z Wrześni – trzecia bramka ustawiła wynik i cały mecz, mimo że w drugiej połowie kości trzeszczały to jednak więcej bramek nie padło.

9.30

Blue Wariatos

Dream Team Września

4-4 (0-3)

W pierwszej połowie Dream Team właściwie robił z rywalami co chciał. To było aż przykro patrzeć jak Wariatos okazywali się bezradni. Trzy bramki dla Wrześni to był chyba najniższy wymiar kary. Tu się zanosiło na pogrom. Jednak druga cześć spotkania to była istna nawałnica Niebieskich. Ile serca i sił zostawili na boisku by wyrównać – trudno to opisać dodajmy do tego remis wywalczony w ostatnich chwilach. Remis, który dał im awans z grupy.

9.55

Tiger Team

Rolmus Gutowo Małe

3-2 (2-2)

Ile daje gra bez presji mogliśmy się przekonać patrząc na to co wyrabiali zawodnicy z Gutowa Małego. Co prawda Tiger dość łatwo wyszedł na dwubramkowe prowadzenie – ale Gutowo, grając na totalnym luzie zaczęło skręcać swojego rywala wedle własnego uznania. Efekt – niemal natychmiastowy w postaci odrobienia dwóch bramek i całkiem fajnej sytuacji wyjściowej na kolejne minuty drugiej połowy. A druga cześć była już niezłym starciem – siłowaniem się obu ekip. Tiger się jednak przebudził i kolejnymi atakami rozrywał szeregi rywali…jedna z takich akcji skończyła się bramką i Team mógł wyjść z grupy z kompletem punktów.

Grupa B

LZS Zieliniec

Tornado Raptors Kołaczkowo

Krispol

Budziłowo

10.30

LZS Zieliniec

Tornado Raptors Kołaczkowo

1-1 (0-0)

O ile w Grupie A widzieliśmy dość dużo bramek…o tyle w Grupie B pierwszy mecz nie rozpieścił. Wszystko za przyczyną obu ekip, które doskonale znały się z ligowych pojedynków i podchodziły do siebie z wielkim respektem. Oba zespoły miały wiele okazji. Świetnie grali golkiperzy – zwłaszcza Kamrowski z Tornada ratował swój zespół przed kompromitującymi stratami. Obie bramki przyszły z wielkim trudem, rodziły się w bólach i obie były nagrodzone wielkimi wybuchami radości. Brak rozstrzygnięcia tylko zaostrzył wszystkim apetyty na resztę pojedynków.

10.55

Krispol

Budziłowo

1-4 (1-1)

Początek pojedynku a właściwie pierwsza połowa to wyraźne badanie się obu zespołów. Krispol prezentował się kilkoma zawodnikami, którzy potrafili namieszać…stąd Budziłowo nie ruszyło na przeciwnika w swoim stylu. Skromnie bo skromnie ale pierwsza połowa skończyła się wynikiem remisowym, było jednak na co popatrzeć bo to wyglądało jak ruszająca powoli lawina. Druga część była niezłym starciem fizycznym…ale bramki zdobywało tylko Budziłowo, co nieźle frustrowało ekipę z Krispola. Jednak mimo naprawdę wielkich starań Krispolowi nie przynosiło to wymiernych efektów…ale frustracja narastała.

11.20

LZS Zieliniec

Krispol

5-2 (3-1)

Krispol bardzo chciał się odbić po premierowej porażce. Ale nie „pykło”. Krispol naprawdę kreował sytuacje, siłował się z rywalem, atakował, gryzł klepki…Ale Zieliniec robił swoje lepiej. Nie odstawił nogi w żadnej sytuacji, kości trzeszczały. Zieliniec walczył twardo, ofiarnie, konsekwentnie i skutecznie. Krispol gubił się w tym co chciał robić – ambitnie próbował ale momentami brakowało w tym wszystkim zespołu – były mocne indywidualności. A LZS był jak jeden mechanizm…precyzyjny i morderczy. W pewnym momencie Krispol zaczął „robić bokami”- nie nadążał, nie mógł dotrzymać kroku. Sam mecz był naprawdę świetnym widowiskiem.

11.45

Tornado Raptors Kołaczkowo

Budziłowo

1-2 (0-1)

O ile poprzednie spotkanie było „świetne” o tyle mecz Tornada z Budziłowem to był majstersztyk. Pierwsza połowa była żywa, dynamiczna, pełna okazji bramkowych z obu stron. To, ze Budziłowo coś ukuło a Tornado nie – to była jakaś niesprawiedliwość. Oba zespoły zasłużyły na znacznie więcej trafień. Ale doskonałą robotę robili bramkarze – kolejny raz Kamrowski z Tornada dokonywał cudów między słupkami. Druga część meczu przynosi dość szybkie wyrównanie i naprawdę całe widowisko zaczyna się od nowa. Raptorsi potężnie atakują, zasypują rywali strzałami – ale Budziłowo to wytrawny gracz. Odgryza się, straszy lawiruje atakuje wreszcie śmiertelnie trafia. Kołaczkowo goni szaleńczo …dąży do remisu, ale na kolejne remisowe trafienie brakuje już czasu.

12.10

Budziłowo

LZS Zieliniec

1-0 (1-0)

Miało Budziłowo tego dnia naprawdę trudne spotkania. Rywale stawiali im poprzeczki naprawdę wysoko. Nawet jeśli zwycięstwo było pewne, mocne – to jednak każdy rywal wyciągał z Budziłowa wszystko co najlepsze. Inna sprawa, ze na hali nie ma niemal takich wyników jak 1-0.

Oba zespoły stworzyły piękne wyrównane widowisko – przy czym to Budziłowo coś tam wsadziło do siatki. W drugiej połowie obie ekipy przechodziły same siebie. Zieliniec wręcz masakrował przeciwnika – ale w bramce nic się nie znalazło. Akcja szła za akcją…końcówka w wykonaniu Zielińca była nieprzerwanym pasmem doskonałych sytuacji…ale w siatce nic nie zatrzepotało.

12.25

Tornado Raptors Kołaczkowo

Krispol

8-3 (3-3)

Tornado zasłużyło na swoja nazwę. Pierwszymi minutami meczu wybili rywalom jakiekolwiek pomysły na szansę w ty meczu – przynajmniej mogło się tak zdawać. Trzy potężne szybkie i precyzyjne ciosy – i tornado prowadzi 3-0. Krispol na łopatkach? Nic bardziej mylnego – otrząsnęli się, otrzepali i wyrównali pokazując przeciwnikom, że też mają umiejętności. A druga połowa to już czysto fizyczna rywalizacja. Tornado zabiegało rywali, zadeptało ich wręcz. Krispol znów zdawał się na indywidualne popisy – ale efektów nie było. Była natomiast (momentami) brutalna fizyczna walka na całego. Mecz na koniec stał się brzydkim pasmem gry na pograniczu faul…na szczęście bez kontuzji.

Półfinały

Budziłowo – Blue Wariatos 5-1 (3-0)

Niebiescy przystąpili do tego półfinału lekko bez wiary. To było widać i nie wiadomo z czego to wynikało – bo zespół często lidze potrafił postawić się lepszym od siebie a właśnie dość ambitne podejście było ich znakiem rozpoznawczym. Budziłowo grało ten mecz „na spokojnie” ale nie kalkulowało – przynajmniej nie było tego widać, bo koncentracja jaką okazywali na boisku była naprawdę wielka.

Tiger Team – Tornado Raptors Kołaczkowo 1-1 (1-0) (k 1-2)

W dyskusjach na trybunach spodziewaliśmy się wielkich emocji i potężnego uderzenia adrenaliny na boisku. Nic bardziej mylnego. Oba zespoły podeszły do rywalizacji ogromnie skoncentrowane. Ta uważność przełożyła się na tempo – nie było wielkie, nie było wzajemnych ataków czy prowokacji. Było spokojne budowanie sytuacji i rozważne planowanie. Powolutku szala zaczęła się jednak przechylać na stronę Tiger Team. Ukoronowaniem tego była bramka w pierwszej połowie. Raptorsi zdołali wyrównać dopiero w drugiej części gry…ale też fakt, że musieli gonić wynik ożywił nam całość widowiska. Oba zespoły poszły na wymianę ciosów, i właściwie nie wiadomo jak by to się skończyło, gdyby nie doskonała gra barmkarzy. Imponująco ratował swój zespół zwłaszcza Kamrowski z Tornado, który w kilku interwencjach pokazał się z niesamowitej strony.

W regulaminowym czasie gry padł remis i o wszystkim decydowały karne. Te zwyczajnie lepiej wykonywali zawodnicy z Kołaczkowa. Swoje dołożył tez wspomniany bramkarza- i jak by nie było sensacyjny awans Tornado do finału stał się faktem.

Finały

o trzecie miejsce

Tiger Team – Blue Wariatos 7-4 (4-3)

To był spokojny mecz, bez ciężkich emocji. Co prawda akcja szła za akcją ale nikt się z bramek specjalnie nie cieszył. Pierwsza część gry była bardzo wyrównana, w drugiej Tiger włączył wyższy bieg i kompletnie demotywowanych rywali zaczął przestawiać po kontach. Dla Wariatów dotarcie do półfinałów było naprawdę niezłym zakończenie średnio satysfakcjonującego sezonu halowego. Tiger Team również chyba powinien czuć satysfakcję – z osobowego zlepka zawodników- osiągnęli naprawdę świetny wynik.

finał

Budziłowo – Tornado Raptors Kołaczkowo 1-0 (0-0)

To był piękny mecz. Zasłużył na miano finału. Przypomnijmy, że oba zespoły spotkały się już w rozgrywkach grupowych i stworzyły naprawdę świetne widowisko. Teraz było lepiej.

Krótko o Raptorsach – mieli cały mecz optyczną przewagę, kreowali sytuacje, świetnie się bronili i byli w niemal nieustannym natarciu. Może to lekka przesada – ale tam nie było kalkulacji, jak zawodnik wbiegał na parkiet to zostawiał na nim wszystko co miał najlepszego – do zmiany schodził a właściwie się zwlekał bez sił. Naprawdę fajnie było na to patrzeć – czysta radość futbolu, koncentracja, energia i pozytywne emocje.

A Budziłowo? Zwyciężyło po jedynym golu Mazurkiewicza. Obrońcy rywali skupili się na podwojeniu krycia i zapomnieli o snajperze…a ten brutalnie wpakował piłkę pod poprzeczkę z linii pola karnego. Czy Budziłowo zasłużyło na ten Puchar? Zdecydowanie tak. W niedzielę rozegrali kilka doskonałych spotkań. Byli skromni, mało widowiskowi, nieefektowni…ale w swojej grze mieli mnóstwo spokoju, pełno niewielkich „smaczków” – podań, zagrań, asyst, blokad. Rywale siadali na nich, spychali do dramatycznej obrony – ale głowy nie tracili, spokoju nie roztrwaniali, nie spuszczali głów szukając usprawiedliwienia. Zachowywali się jak wytrawny doświadczony bokser, który wie ile ma do stracenia i wie czym dysponuje. Jak rywal był szybszy – to rozmontowywali go podaniami, jak był silniejszy, to trochę się posiłowali ale w międzyczasie lekko przerzucili piłkę i zdobyli bramkę. W finale nie byli spektakularni – byli pewni, spokojni, stonowani. Jakby czuli, kiedy mogą wyciągnąć rękę po trofeum i jakby wiedzieli, że kiedy je chwycą to już z rąk nie wypuszczą.

Po bramce dla Budziłowa Tornado dostało skrzydeł…ataki szły jak szalone…ale brakło czasu, skuteczności, zimnej krwi. Po ostatnim gwizdku Raptorsi długo leżeli na parkiecie. To był naprawdę dobry finał.

W turnieju przyznano również wyróżnienia indywidualne :

- królem strzelców został Kamil Szczublewski (Tiger Team) – napracował się, nalatał, naszalał…nawet wyleciał w jednym meczu z karą czasową ale siedem goli zdobył, wiele dała mu współpraca z innymi dobrymi snajperami – braćmi Szymańskimi. Również 7 goli zdobył Mateusz Bigosiński z Krispolu – jednak jego zespół zajął niższą pozycję,

- najlepszy bramkarz – Norbert Kamrowski (Tornado Raptors Kołaczkowo) – miał dzień konia w tym Pucharze, pracował jak maszyna naprawiając błędy kolegów z pola, bronił w beznadziejnych sytuacjach…mało spektakularnie ale niezwykle skutecznie, jak już wyciągał piłkę z siatki to było to coś nie do wybronienia, jedyny mankament?- chyba tylko taki, że kilka razy nie dał bury swoim obrońcom za to na co go narażali, czasami aż się prosiło by dał po głowie jednemu czy drugiemu, a tak na serio – świetne mecze i nie było słabych momentów – co znalazło uznanie w głosowaniu zespołów,

- MVP finału – Aleks Narożny (Tornado Raptors Kołaczkowo) – nie strzelił decydującej bramki, nie obronił karnego w ostatniej minucie (nie było takiego), nie miał asysty czy kluczowego podania…ale był wszędzie…absolutnie wszędzie na boisku, kiedy siadał zmęczony Tornado lekko zwalniało, miał w tym meczu podania, strzały, blokady, koledzy go nieustannie szukali, był motorem napędowym, żył cały tym co się działo, frustrowały go niepowodzenia, to wszystko wyróżniło go w naszej ocenie w tym finałowym meczu,

Galeria z całego Pucharu Boryny : https://www.facebook.com/media/set/?vanity=487799354623355&set=a.7186390931430797

Powiązana galeria:
zamknij reklamę

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości